ale Renifer mi przypomniał, że u J.D. był kompletyczny koopo-kocio-pomór....
A przy liczbie tymczasów dawno przekraczającej dwucyfrową... taki koopowy problem to naprawdę problem... i strach...
Badania koop nic nie dały, specjalistyczne karmy... nic...
i przestawienie na mięso na jakiś czas zdziałało cuda...
Nie wiem czy to taki przypadek bo wszak za mądra w tym temacie nie jestem...
ale tak mi się coś po dwóch szarych komórkach ganiać zaczęło to czem prędzej donoszę.
Maurycy dziś spał w szafie...
Mućka na posłaniu pod kaloryferem, które zrobiłam wcześniej dla Matwieja, pardon Morrisa.
Na M jest jeszcze Mila, dziś na razie nikogo nie pogryzła i nie podrapała, ale ja jej na ręce nie biorę, co to to nie...
Jak coś wygląda jak niezdarne grube pluszowe zwierzątko to bynajmniej nie oznacza, że pogłaskane albo wziete na ręce nie zamieni sie w kłębek furii...
Śnieg u nas padał, jakby nie miał co robić.
Morris, ty mi natychmiast wyzdrowiej, bo przebiję się własną pięścią, ot co









