A przed chwilą... sama poprosiła o jedzenie. Nadrobiłam jej na miazgę odrobinę jej ukochanego surowego filecika z kurczaczka i chociaż widać, że jest tak słabiutka, że i sam proces jedzenia jest dla niej męczący, to jednak zjadła wszystko, a nawet znalazła w kociej miseczce resztę konserwy i też ciut zjadła. Pozwalam jeść co chce, grunt żeby jadła. Za jakiś czas dostanie znowu - tak jak mówił wet, raczej często a małe ilości, żeby nie obciążać słabiutkiego organizmu.
Oddycha nadal nie najlepiej, jeszcze nie liczyłam, ale na pewno nie gorzej.
Wiem, że jeszcze nie czas odtrąbić zwycięstwo, ale jestem trochę spokojniejsza.
Za jakąś godzinę pójdziemy do lecznicy, bo w tej sytuacji wolę, żeby zobaczył ją lekarz, a nie samej dawać zastrzyki i tak umówiliśmy się.
Wczoraj dostałam mnóstwo SMS-ów, telefonów, pomocy, nie wiem nawet jak podziękować, brakuje mi słów, ale wiedzcie, że moje serce jest pełne wdzięczności

