Dopoiłam Kasię wczoraj rano.
Protesty były takie, że cały dzień w pracy miałam wyrzuty sumienia, że dręczę chore zwierzę.
Gdy wróciłam, Kasia była w nie najgorszej formie - wyszła na spacer, nawet zrobiła bieg krótkodystansowy z podskokiem na taras sąsiadów i wskoczyła na parapet ich okna, ale zleciała, bo parapet jest śliski i pochyły.
Dałam jej więc wolną rękę, co do picia - nakarmiłam tylko pastą Aptus i podałam leki, mając nadzieję, że Kasia będzie piła sama.
Rano Kasia z trudem zeszła z kanapy i ledwo trzymała się na łapkach. W kuwetach siusiala tylko 2 razy (maluteńko), a więc od razu było wiadomo, że żadnego picia nie było.
Dostała więc na wejściu 25 ml, które od razu zwróciła, razem z niestrawioną resztką pasty Aptus oraz całą, podaną wieczorem dnia poprzedniego, kapsułką Azodylu. Oznaczało to, że w żołądku było tak sucho, że kapsułka nie była w stanie się rozpuścić. Myślałam, że mnie szlag trafi.
Zaraz dałam jej następne 25 ml, które się "przyjęły" i nawet zaczęła mruczeć. A tuż przed moim wyjściem do pracy dostała jeszcze raz 25 ml.
Jeść będziemy, jak wrócę z pracy i niestety będziemy się dopajać, bez względu na płacze i protesty (po tych wszystkich przejściach Kasia płacze, jak dziecko, a zamiast wrzeszczeć, jak dawniej, skrzeczy, jak stara papuga

).