bidy moje kochane, H2 i E2 ;-)

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto gru 07, 2010 8:32 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

Buraków u nas nie ma, bo ja mam po nich biegunkę :oops: Mam nadzieję, że to tylko jednorazowy wypadek. Kilka razy widziałam w kuwecie ciemniejsze kulki, więc raczej to nie był tylko ten jeden raz...

sunshine

Avatar użytkownika
 
Posty: 10456
Od: Wto paź 05, 2010 8:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 07, 2010 8:33 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

Ale trzeba zbadać chyba :-(

jozefina1970

Avatar użytkownika
 
Posty: 33216
Od: Nie maja 09, 2010 12:46
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Wto gru 07, 2010 8:39 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

Trzeba zbadać. Dlatego Inga podała mi patent na łapanie siuśków przy pomocy łychy wazowej :ok: Mam nadzieję, że w tym tygodniu się uda. Tym bardziej, że moja wypłata dotarła na konto :D

sunshine

Avatar użytkownika
 
Posty: 10456
Od: Wto paź 05, 2010 8:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 07, 2010 8:40 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

Czytałam patent, ale to jest wtedy żwir w kuwecie jak jej tak sie na tę łychę łapie? Czy jak?

jozefina1970

Avatar użytkownika
 
Posty: 33216
Od: Nie maja 09, 2010 12:46
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Wto gru 07, 2010 8:45 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

Ja nie mam zamiaru usuwać żwirku, bo nie wiem, czy bym Elzę namówiła na siknięcie. Zobaczymy... Jak się nie uda ze żwirkiem pod łapkami, to będziemy kombinować :P

sunshine

Avatar użytkownika
 
Posty: 10456
Od: Wto paź 05, 2010 8:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 07, 2010 8:49 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

Mru raz czy dwa nasiusiała do pustej kuwetki, świeżo umytej, bez żwirku jeszcze... Może to jest jakiś patent?

jozefina1970

Avatar użytkownika
 
Posty: 33216
Od: Nie maja 09, 2010 12:46
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Wto gru 07, 2010 8:49 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

No, zbadaj koniecznie tak czy siak, dla swojego spokoju i zdrowia Elzy.
Ciapa jest ohydna, aż się z domu wychodzić nie chce.
Obrazek

Obrazek

shalom

 
Posty: 6820
Od: Pon wrz 06, 2010 22:14
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 07, 2010 8:52 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

Dzięki za wsparcie :1luvu: Mamy w sumie jedną małą kuwetkę, której koty i tak rzado używają. Myślę, że dzisiaj to raczej nie mam szans na polowanie, bo w pracy 10 godzin. Ale jutro, pojutrze... I wtedy HSB zamiast na ciepły obiad pojedzie z pojemniczkiem do lecznicy :P

sunshine

Avatar użytkownika
 
Posty: 10456
Od: Wto paź 05, 2010 8:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 07, 2010 8:53 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

jak nie uda się sposobem, o którym pisała Inga, to w Seidlu miały Panie Doktor do sprzedaży specjalny żwirek do pobierania moczu :ok: ja w ten sposób łapałam siuśki Celinki :)
Obrazek

magdaradek

 
Posty: 27150
Od: Pon kwi 14, 2008 9:24
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 07, 2010 8:56 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

Kochane jesteście :1luvu: Gdyby Elza wiedziała ile Cioć zagląda jej pod ogon :roll:

sunshine

Avatar użytkownika
 
Posty: 10456
Od: Wto paź 05, 2010 8:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 07, 2010 9:11 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

magdaradek pisze:jak nie uda się sposobem, o którym pisała Inga, to w Seidlu miały Panie Doktor do sprzedaży specjalny żwirek do pobierania moczu :ok: ja w ten sposób łapałam siuśki Celinki :)


nawet go mam :roll: Georg nie zdążył do niego nasikać, bo TŻ wywalił całą przygotowaną do łapania siuśków kuwetę z szafki na podłogę. Zbierałam cholerne kulki przez tydzień :twisted:


Jak złapiesz siuśki rano to w pojemnik i do lodówki, mogą poczekać aż skończysz pracę i dopiero wtedy zawieziesz do badania. Ewentualnie jak masz jakiś lab pod ręką to przecież możesz sama zanieść i poprosić o badanie ogólne moczu, tylko trzeba najpierw zadzwonić i zapytać, bo niektóre laby nie przyjmują zwierzęcych.
Georg ['] Klemens ['] Miriam [']

Georg-inia

 
Posty: 22395
Od: Czw lut 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 07, 2010 9:17 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

8O Tego nie wiedziałam. Tak bym już Elzie łychę podstawiła :roll: Ja mam 5 kroków do szpitala na Kniaziewicza. Do Tesco dojdę w 20 min. Ech... Nadrobimy :ok:

sunshine

Avatar użytkownika
 
Posty: 10456
Od: Wto paź 05, 2010 8:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 07, 2010 9:54 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

Jej, ale się rozgadałyście, miałam kilka stron do nadrobienia :P

Biedna Elza, mam nadzieję, że to nic poważnego i że już przeszło :ok:

elu

 
Posty: 5175
Od: Czw kwi 15, 2010 18:44
Lokalizacja: Mikołów

Post » Wto gru 07, 2010 10:10 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

W ogóle kicia jakaś taka bardziej radosna dzisiaj była. Może rzeczywiście coś ją bolało i obcierało...
Skończę gadać, bo na razie poprawiłam dane dwóch pacjentów z 17stronicowej listy...

sunshine

Avatar użytkownika
 
Posty: 10456
Od: Wto paź 05, 2010 8:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto gru 07, 2010 10:22 Re: bidy moje kochane, fotki, fotki, fotki

Witam Was! Jestem tu pierwszy raz :) Opowiem Wam historię pewnej kotki. Pewnego dnia mój jeszcze narzeczony przyjechał z pracy z pewną niespodzianką. Była nią młoda czarna kotka, która bez celu się błąkała. Nie wpadłam w zachwyt, bo generalnie nie przepadałam za kotami. Niedawno zdechła mi ukochana sunia i żal po niej jeszcze nie minął... (i chyba nie minie).Tymczasowo mieszkalismy u jego rodzicow na wsi, wiec kotka miała przeznaczenie kota wiejskiego łapiącego myszy. Czasem podrzucałam jej cos na ząb, głaskałam i tyle. Nie wiedziec czemu każdy mówił Twój kot, choć nie czułam się jej właścicielką. Potem wyjechałam na miesiąc za granicę. Hm...to była ciężka charówka, ale kasa na wesele była potrzebna. Jak przyjechałam juz do domu wielka radosc, jak sie domyślacie. I pewnie zastanawiacie sie co ma z tym wspolnego ta kotka? Otóż, ku mojemu zaskoczeniu, gdy wyszłam na taras i zobaczyłam te własnie kotkę na podworku u sąsiada i zawołałam "klara, kicius chodz do mnie" to kotka na dzwięk mojego głosu zaczęła miauczeć i biec w moją stronę..jak pies. Od tamatej pory jak tylko mnie usłyszała w domu to zaczynała miauczeć, wskakiwała na klamkę z uporem maniaka i otwierała drzwi, tylko po to aby sie ze mną przywitać. Nie miałam nigdy kota, no i zawsze myślałam że koty są z natuty egoistyczne i będąc z ludzmi pozwalają się czasem łaskawie pogłaskać, a jak nie mają ochoty to pokazują pazurki (wynikało to z obserwacji kotów mojej ciotki-persow). Tymbardziej było to dla mnie zaskakujące. Stwierdziliśmy że po ślubie zakupimy sobie pieknego kotka syberyjskiego neva masqurade z niebieskimi oczami. Piękne, dumne, no i drogie. Ale to miał byc prezent dla mnie, bym nie rozpaczała po suni. Po ślubie był remont mieszkania i nie bylo czasu na szukanie kota. No i pewnego dnia, a raczej wieczora, czarna kotka sie zaczyna dobijac do drzwi. Przyszła do mnie z poranioną łapą. Okazało się, że weszła we wnyki (kleszcze) na szczury. Brat ją wyciągnął z kleszczy. Początkowo chciałam jej pomoc, owijałam Rivanolem, smarowałam maścią z antybiotykiem. Nic nie pomagało. Mało tego, noga zaczęła śmierdzieć. A wiecie, na wsi podejscie do zwierzat jest brutalne. Nikt na wsi z kotem po weterynarzach nie chodzi, ba śmieszne! Cóż ja mogłam, bez pracy, bez kasy...serce mnie bolało. Klara pragnęła żyć, miała apetyt i nawet z bolejącą łapką przychodziła. Tyle osob na sam widok głowę w drugą stronę wykręcało, już nie mowiąc o nosie.. A mnie łzy leciały na jej widok. Nie mogłam spać wiedząc, że ona tam cierpi. Poprosiłam moją teściową o przedwczesny prezent. Kasę na zabieg kotki, która przecież nie była moim kotem, choć tak mówili. To miał byc prezent urodzinowy i na Święta Bożonarodzeniowe. Wiedziałam, że stan jest zły i trzeba będzie amputować łapkę. I nie mogłam inaczej postąpić. Zabrałam ją w samochod i pojechałam do weterynarza. Następnego dnia było już po wszystkim. Kotka była jeszcze kołowata, ale żywa. Wyglądała jak weteran wojenny z wygolonym futerkiem i niebieskim szwem. Jak ją przywiozłam do domu widziałam uśmieszki.. hm... co sobie mysleli miałam głęboko w... potem zastrzyki z antybiotykiem. Była słaba ale szybko dochodziła do siebie. Zadziwiające jak kotka się przystosowywała do nowej sytuacji. Bez większych problemow się poruszała, wskakiwała na łóżko. Nawet o 3 łapkach złapała myszę, cała rodzina w cięzkim szoku! Weterynarz powiedział, że kotka na wsi sobie nie da rady, pierwsze spotkanie z psem może skończyc się tragicznie. A ja już wiedzałam... Remont dobiegał końca. A ja zastanawiałam się, jak mam przekonać męża że przeprowadzamy sie we trojke do nowego mieszkania. Na początku nie chciał, nie wiem czemu, moze sie wstydził, że ktos sie bedzie z niego śmiała, że ma kota inwalidę? Nie rozumiałam tego ale byłam uparta i powiedziałam że nie chce innego kota tylko tego bez nogi i to jest moj prezent urodzinowy i innego nie chcę. Przekonałam go. Na poczatku zgodził się dla świętego spokoju. Ale teraz widzę, że są prawdziwymi przyjaciółmi. Teściowa po tym jak się wyprowadzilismy wzięła do domu 2 koty. A Paweł mówi, że nasza kicia i tak jest najładniejsza. [url][/url]

mala_czarna

 
Posty: 160
Od: Wto gru 07, 2010 8:58

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: ewar i 1249 gości