» Pon wrz 06, 2010 23:44
Re: Zabersowe pokemony (z pogaduchami w tle), cz.II
Jednak nie poszłam spać. Stara już chyba jestem. Gnębiło mnie od dłuższego czasu, że obiecałam sobie napisać wspomnienie o Robalku, a ciągle tego nie zrobiłam.
Robalek był kotem, którego nigdy nie widziałam, nigdy nie dotknęłam, nie pogłaskałam, ale który jakoś bocznymi drzwiami wlazł i sama nie wiem dlaczego zakotwiczył w kącie serca. Robalek był kotem dziewczyny mojego syna. Nikt nie wie gdzie się urodził, nie wiadomo skąd się wziął. Zanim zamieszkał z A., waletował razem z innymi znajdami w King Crossowym sklepie zoologicznym, w klatce z maluchami do wzięcia. Poszczęściło mu się – został zauważony i zamieszkał z młodą, bardzo młodą dziewczyną, która co prawda wiele o kotach nie wiedziała i (jak się później okazało) wiele rzeczy zabagniła, ale która go kochała. Robalek miał swoją Dużą, zabawki, jedzenie i to, co najważniejsze dla każdego – miłość. Jej i Pasożyta. Co i rusz Pasożyt pokazywał mi na ekranie swojej komórki jego zdjęcia, opowiadał o kolejnych wygłupach, szalonych pomysłach, wariactwach, zwyczajach. Kiedy A. wyjeżdżała do rodziców, Pasożyt (który jeszcze wówczas mieszkał z nami) jeździł dzielnie na drugi koniec miasta i opiekował się nim – miział, karmił, sprzątał. Kiedy pytałam co słychać, słyszałam : „świetnie”. I było świetnie. Do czasu. Robalek zachorował. Do dziś nie wiem co to było. Nie znam szczegółów, ale nawet nie naciskałam – po co mi szczegóły? Wiem niewiele, tyle ile mógł mi powiedzieć smutny i roztrzęsiony ledwo „skończony” 18-latek. Robalek przestał jeść, wymiotował, przestał pić. Było źle. Wszystko poszło w ciągu dwóch dni. Kolejne wizyty u weta niczego nie zmieniły. Nic nie pomogło – Robalek nikł w oczach i jedyne, co wet mógł jeszcze dla niego zrobić, to skrócić cierpienie i pomóc odejść. Kiedy to powiedział, A. załamała się, choć wiedziała, że nie ma wyjścia, nie mogła udźwignąć tego ciężaru. I Pasożyt wziął to na siebie – do samego końca trzymał Robalka na rękach, czuł jego ulatujące gdzieś w przestrzeń ciepło, słyszał ostatni oddech, tulił coraz bardziej bezwładne ciałko. Pamiętam, było już późno, kiedy dostałam od niego telefon. Zadzwonił do mnie zaraz po wszystkim: „Mamo, ja go trzymałem, żeby się nie bał, bo mnie znał, bo nie chciałem, żeby był sam. I, mamo, ja wiem dokładnie kiedy umarł. Po tym zastrzyku on się zrobił taki leciutki, jakby nic nie ważył, jakby wypływał i tracił ciało”.
Zaskoczył mnie dojrzałością. W tym momencie wiedziałam, że już zawsze będzie WIDZIAŁ zwierzęta, a nie tylko rejestrował ich obecność na świecie. I widzi.
Robalek miał niespełna rok kiedy przeniósł się na drugą stronę lustra. Może tak musiało być, może tak miało się stać. Nie wiem. To w sumie nieistotne.
To nie jest smutna historia, bo Robal przeżył swoje życie godnie, przeżył tyle, ile było mu pisane i był szczęśliwy, kochał i był kochany, a to jest najważniejsze. Jest w moim podpisie, bo też chcę o nim pamiętać, chcę, żeby nie rozpłynął się w bezmiarze niepamięci. To takie moje irracjonalne egoistyczne chcenie.
Prawdziwe dobranoc Państwu
edit: wstałam i poprawiłam połknięte wyrazy, powtórzenia i takie tam - żeby było sensownie
Ostatnio edytowano Wto wrz 07, 2010 9:39 przez
zabers, łącznie edytowano 2 razy
не шалю, никого не трогаю, починяю примус
Aktualnie na pokładzie: Nadszyszkownik
Nasze koty za TM(w kolejności zgłoszeń): Kulka [*] 17.03.2023, Gluś [*] 26.03.2020, Zmrol [*] 24.09.2023, Żwirek [*] 07.06.2024
Robalek['] Kredka['] Pirat['] Połamaniec [']