Wychodzi, że Pasożyt też chrupkożerca zdecydowany.
Przyszła paczka z zooplusa.
Przyszło co prawda do sąsiadki, bo kurierowi trudno było zadzwonić do mnie (na podany numer telefonu), żeby dopytać się o numer budynku (również podany). Dzień wcześniej zresztą twierdzili, że próbowali dostarczyć przesyłkę jakoś po 13; byłam w domu, nie było ani kuriera, ani telefonu. No ale powiedzmy, że nieważne... 
Szeroko pojęte rozpakowywanie zajęło mi coś koło trzech godzin. Składając kuwety (zamówiłam dwie kryte, żeby futra roznosiły po chacie mniej żwirku), uśmiałam się do łez nad Pasożytem, który z istnym obłędem i,
nomen omen, dzikością w oczach usiłował rozerwać opakowanie chrupek "Taste of the wild". Niewiele mu zresztą brakowało, całe je obślinił i podziurawił, zanim go wykopałam z kartonu. To ja muszę padalca prosić, by raczył spożyć dwa kęski kurczaka, a ten się rzuca bez opamiętania na chrupki tylko dlatego, że od paru dni był na samych puchach/mięsie

Kupiłam również fontannę, więc tenże sam cielak jest od przedwczorajszego wieczora na odwyku od kranu

. Choć szczerze mówiąc chyba po trosze dam sobie spokój i będę mu czasem puszczała wodę

. Już nawet nie chodzi o to, że wpycha ryj do zlewu, kiedy zmywam naczynia, albo drze ryj pod drzwiami łazienki (jak również drze ryj w przedpokoju, drze ryj w wannie i w każdym innym miejscu o przyzwoitej akustyce

). Po prostu szlaban kosztuje go za dużo stresu i frustracji. Cymbał jeden ociera się o kran i liże go zapamiętale, usiłując wydobyć wodę z magicznego źródła...
Poza tym koty dostały Bozitę (po raz kolejny dziękuję szkockim architektom za słabość do schowków - czując żarcie w szafce, Chlory potrafiłyby ją otworzyć, a drzwi o ciężko chodzącej klamce nie
umią), długi szeleszczący tunel (nawet się zlitowały i nie bawiły tym ustrojstwem w środku nocy

) no i przede wszystkim drapak

. Nie podsufitowy co prawda, bo jakoś nie produkują trzymetrowych drapaków

, ale wysoki i naprawdę fajnie rozbudowany. Udało mi się nawet nic nie utłuc przy skręcaniu, bo gnidy koniecznie MUSIAŁY wskakiwać na półki, które właśnie dopasowywałam, uwieszać się na słupkach, bawić się śrubkami i skakać po planie

. Oczywiście i tak największa radocha była z kartonów i poduszek powietrznych, na których futra jeździły po panelach

Za to dzisiaj - no, technicznie rzecz biorąc wczoraj - po raz pierwszy od dobrych dwóch tygodni nie otworzyły drzwi szafy, kiedy byłam w pracy

. Możliwe, że to z nudów było.
Pies dostał tylko
ubranie. Kupiłam czarne, tak żebym mogła udawać, że tego wcale nie ma

. Chwilowo co prawda nie pada, ale przy deszczu się przełamię i zastosuję. Może wtedy ta moja pierdoła przestanie użalać się nad sobą przynajmniej na tle pogodowym

Aha, Chlory SĄ głupie. Każde nałożenie mokrego żarcia do misek, a zwłaszcza stawianie mich na podłodze wiąże się z ogólnym wielkim darciem pysków i skakaniem do miski - to normalne. Powiedzmy w każdym razie, że jest to normalne w określonym towarzystwie

. Ale na wczorajszej kolacji przeszły same siebie: kiedy
podnosiłam michy, żeby je umyć i napełnić, Bulwa (Błysk mu wtórował, tylko nie trafił) uwiesił mi się pazurami na ręce, bo on chce jeść i mam postawić żarcie

Pączki żrą.