» Pt wrz 06, 2013 9:17
Re: Vipkowo...cz.10....koniec vipkowa.
Wczoraj już nie chciałam się wypowiadać, chciałam wszystko przemyśleć.
I prawdę mówiąc - NIE rozumiem. Był czas, kiedy Gosi przymarzała dupa do łóżka, pękały od mrozu rury, praktycznie przymierała głodem - i właśnie wtedy, mimo wszystko, nie tylko nawet nie myślała o oddawaniu zwierzaków, ale wręcz przygarniała nowe. Nie tylko takie, które znajdowała sama, bo Ringo przyjechał przecież specjalnie, prawda? Walczyła jak chorowały, kochała bezwarunkowo.
A teraz, jak ma stałą pracę, jak sama pisze w życzliwej atmosferze, z życzliwymi ludźmi, jak koło fortuny się obróciło i jak wychodzi na prostą - to taka decyzja.
Gosiu - nie rozumiem. I podejrzewam drugie dno. Bo nie mogę uwierzyć, że to tylko z powodów finansowych, zwłaszcza, że skoro masz pracę to raczej się polepszyły, niż przeciwnie. (zwłaszcza taka pracę - na całym świecie jest zwyczaj zostawiania pokojówkom napiwków przy opuszczaniu pokoju)
Gosiu, przepraszam cię, nie traktuj tego jako atak. Po prostu jestem w szoku, nie, że w ogóle podjęłaś taką decyzję, (też szok, ale mniejszy) ale że - akurat teraz.
Drugie dno, jakiś nieoczekiwany kop w zadek, jak piszesz - coś się dzieje? Musi coś się dziać dodatkowo, bo...
Ok, pewnie nie powinnam się wtrącać, skoro sama nie chcesz powiedzieć.
Ale w kwestii formalnej chciałam jeszcze odpowiedzieć kwincie, bowiem poczułam się wywołana do tablicy - oczywiście, że nie chciałabym musieć sama pracować na całą naszą jedenastkę. Nie mniej jednak był czas, kiedy musiałam sama utrzymać dwóch synów, bezrobotnego, kompletnie niezaradnego faceta i wynajęte mieszkanie. I wtedy właśnie zostawiłam zwierzaki z zaufaną osobą, a zabrałam tylko Gabunię.
Bo wiedziałam, że nie dam rady, choćbym się skichała.
Więc wiem, jak to jest, naprawdę.