siedzę jak gupek i czytam ogloszenia o zaginionych kotach
nie mogę przestac myśleć o tym, że Lucjan niedawno został wykastrowany
no, owszem, może to być, że złapały go ciach-manki, kiedy zobaczyły przybłąkanego, pełnojajecznego kota - nowego w swoim rewirze
ale, ciągle mi nie daje spokoju, to, ze on taki grzeczny był po złapaniu
i w drodze do weta i potem w poczekalni i w trakcie badania
nie syczał, nie warczał, nie bubał nawet
nie usiłował się wyrywać
wczesniej, kiedy po otwarciu pudła wyprysnął
(równiez w dosłownym znaczeniu
) nam z niego i zaczął nerwowo biegać, bardzo łatwo dał się złapać i wziąć normalnie rękami i wsadzic do boksu
on jak Lalunia - zna ludzia i nie jest agresywny
chował sie pod autami i smietnikami, bo sie bał
a może on był zgarnięty z ulicy przez kogoś, kto o niego zadbał, wziął do weta, wykastrował, a ten mu prysnął przez niedomkniete okno?
czy ja muszę tak wszystko utrudniać?
Przy Laluni, tez ciągle przeglądałam ogłoszenia, jeszcze kilka miesięy po jej odejściu
to jakaś obsesja, czy inny kręcioł :-/Biedny tam leży całkiem sam, w obcych zapachach, wprawdzie zaopiekowany i leczony, ale czy on może poczuć to zaopiekowanie?
Nie sądzę.
Pewnie czuje się okropnie przestraszony.
Myślałam, że mi ulży, jak go odłowię, a tu doopa; martwię się o tego brudnego, zabidzonego samiczka (samiczek, to taki samczyk, podszywający się pod płeć przeciwną
)