Trawa wysiana nie została. (anna57 - witaj

)
Tak pieruńsko wiało, że miałam problem z powieszeniem zwykłego prania na balkonie. W tej sytuacji grzebanie w ziemi (nawet, jeśli mokrej) byłoby idiotyzmem. Oczywiście w końcu wiatr ucichł, taaaak, ucichł... przed chwilą kiedy już nic nie widzę. Trochę po omacku zdążyłam posadzić dwa bratki i tyle.
Kulka a Nokia 7020
Zmieniłam aparat telefoniczny. Po sześciu, czy siedmiu latach stawiania skutecznego oporu. Nic mnie nie zrażało: ani coraz bardziej ośrupane "zewnętrze", ani brak różnych gadżetów typu aparat fotograficzny i takie tam, ani wygląd rodem z muzeum techniki. Nic mnie nie ruszało, nic nie wprawiało w poczucie przynależności do ciemnogrodu. I diabeł mnie podkusił - uległam wymownemu spojrzeniu (kolejnemu) TŻ-a i ... (nie żeby zaraz radośnie) namowom skądinąd sympatycznej pani z Biura Obsługi Klienta, i dałam się namówić na wymianę aparatu. Nie, nie, pani nie miała lekko, bo przedstawiałam jej najpierw swoje wymagania, a potem zostawiłam z kłopotliwym zadaniem znalezienia ... Nokii, która a) ryczy, b)ma DUŻE LITERKI, c) KONIECZNIE klapkę (bez klapki nie ma życia na ziemi - moja torebka, która tak naprawdę jest wielkim skórzanym worem, mieści w sobie niezliczone ilości bardzo, średnio i zupełnie niepotrzebnych rzeczy, i klapka w aparacie jest jedyną opcją zabezpieczającą go przed nagminnym odblokowywaniem się, rozładowywaniem baterii i wykonywaniem różnistych niezaplanowanych połączeń). Pani się nabiedziła, nabiedziła, odwiedziła podczas rozmowy ze mną kilka stron z ofertami i ... radośnie znalazła - Nokię 7020.
Po kilku dniach listonosz przyniósł przesyłkę, przełożyłam kartę i zaczęłam ustawiać dzwonek. Z przyzwyczajenia wybrałam ten sam (żeby nerwowo nie rozglądać się ilekroć zadzwoni telefon, lub ignorować całkowicie dzwonek - co już mi się zdarzało przy kolejnych próbach wprowadzenia urozmaicenia dzwonkowego). Fajnie było, dopóki go nie uruchomiłam. Kiedy tylko Kulka go usłyszała - zwariowała ze szczęścia - przybiegła, zaczęła się łasić, GADAĆ i strzelać takie baranki jakich przez prawie 4 lata nie robiła. Mało tego, po wyłączeniu dzwonka ten stan się ... utrzymuje - nagle mam kota, który jest idealnie kompatybilny, który łazi za mną, gada (a wcześniej słowa nie można było od Kulki kupić), pakuje mi się na głowę, szyję, a baranki strzela takie, ze jak tak dalej pójdzie, ja skończę ze złamaną żuchwą, a kot - ze wstrząsem mózgu.
Dodam, że tak zmiana dzwonka nie przynosi absolutnie żadnego efektu

. Ekspert, którego postawiłam na nogi w weekend

mówi, że to kwestia ultradźwięków, i że po czasie powinno odpuścić - czy odpuści - zobaczymy. Na razie nic na to nie wskazuje. dobrze, że choć można wyłączyć dźwięki klawiszy, bo dzięki temu mogę napisać sms-a bez kota na głowie. Szczęśliwie choć Gluc okazał się kompletnie niewrażliwy.
Wychodzi na to, że mam jednego kota nadsłyszącego , a drugiego - głuchego (Gluc patrzy na wygibasy Kuli z niesłabnącym zaskoczeniem)
Zastanawiam się, czy już przekląć wszystkich, którym zamarzy się do mnie zadzwonić, czy poczekać jeszcze parę dni.
(nie muszę chyba mówić, ze jak tylko słyszę dzwonek - pędzę na złamanie karku)
No to jeszcze na koniec - dzisiejsze pokemony

(więcej nie ma - bateria siadła i teraz "się pasie" w ładowarce)