Byłyśmy umówione, że na 16.30 przyjeżdżamy na Białobrzeską i czekamy nie wiadomo ile na jakieś okienko między pacjentami.
Uschi podekscytowana tymi planami i zaopatrzona w książki do czytania w poczekalni, przyjechała za wcześnie i jako, że los lubi płatać figle - weszłyśmy z marszu, nawet nie zdążyłam zdjąć kurtki
Jagielski skrupulatnie wysłuchał historii pacjenta, pospisywał wnioski i wyniki badań i na koniec wybadał samego Sopelka. Przed zrobieniem biopsji odrobinkę nas pocieszył mówiąc, że historia jego choroby i dolegliwości mogą wskazywać nie na nowotwór, ale na potężne zapalenie jelit spowodowane wcześniejszym zapaleniem trzustki.
I teraz tak: próbki pobrane z kota przy USG (co było fascynującą przygodą - nie wiem czy ktokolwiek z Was to przerabiał? )

idą do badania - wyniki jutro/pojutrze.
Jeżeli wyjdą komórki* nowotworowe, wtedy wszystko jest jasne - to chłoniak lub inny rak. Jeżeli wyjdą jedynie komórki zapalne - sprawa jest zagmatwana, a wynik niejasny gdyż może to świadczyć zarówno o braku nowotworu jak i o tym, że nie został pobrany odpowiedni wycinek. Dlaczego? Ano dlatego, że każda komórka nowotworowa otoczona jest komórką zapalną i jeżeli pobrane zostały te zapalne a nie nowotworowe to wynik będzie zaciemniony. I wtedy potrzebny będzie stół i cięcie kota w pełnym znieczuleniu, żeby pobrać co trzeba. Tak że czekamy. Wyniki mamy dostać razem ze wskazówkami co robić dalej.
Sopel generalnie się podekscytował i nawet miał apetyt jak wrócił na chatę.
*Ja nie pamiętam, a Uschi się kąpie czy to były komórki, tkanki czy inny pomiot. Fascynatów biologii proszę o wybaczenie

BARDZO DZIĘKUJĘ ZA CIEPŁE MYŚLI
