» Czw maja 21, 2009 9:25
no, to nie jest normalne... Ja bym poszła do weta...
A z lokalnego podwórka... Wracam ze sklepu, stoją kumoszki (nie moje, ja tu nie mam kumoszek) i słysze coś o kotkach... Że pewnie się okociła i trzeba będzie domów poszukać... No, to zagadałam... Nie zdzierżę przecież... Okazuje się następna kotka na osiedlu podzieliła los Futra - pan zmarł, pani nie będzie sie kotem zajmować, kotka dostała wylot z domu. Prawdopodobnie się gdzieś okociła - panie rozsądnie nie chcą szukać miotu żeby nie sprowokować kotki do przeprowadzki z maluchami. Ona podchodzi do ręki, nie jest dzika, to młoda kota. Istnieje ryzyko że kocięta "załatwi" jakiś kocur bo tu ludzie mają wychodzące koty, niekoniecznie na smyczy i pod kontrolą. W trakcie naszej rozmowy przebiegła śliczna kota poganiana przez rudego kocura - koteczka mojej rozmówczyni, kocur z bloku obok. No, nie wiem... Droga nr75 z jednej, ulica z drugiej... Ja bym nie wypuściła kota, ale mniejsza o to. Problem jest w bezdomnej aktualnie, kiedyś domowej kotce i chyba jej maluchach. Nie wiadomo ani ile ani nawet czy na pewno są...
