Mała, czarna Tulcia ma wciąż problemy z katarem. Rzęzi, prycha, kicha, pluje nosem. Kolejne serie antybiotyków, Immunoaktiv w jedzeniu, Betaglukan... Na Zylexis nie bardzo mnie stać chwilowo

A w domu Aplikant, koci podrostek.
Chyba się domyślacie ciągu dalszego?


Przy kolejnej wizycie wet obejrzał małą, stwierdził, że on ciąć nie będzie - za duże krojenie, za dużo wciąż w nosie zapchane, by dać narkozę. Lepiej poczekać, aż się same urodzą i uśpić. A zresztą pewnie urodzą się i długo nie pożyją, bo po tych antybiotykach, co brała, mało prawdopodobne, by się zdolne do życia urodziły.
Aha, mało prawdopodobne.
Pomylił się o trzy dni w terminie, pomylił się o jednego kociaka. Są trzy.
Zdrowe.
Rosną.
Tulcia z tego wszystkiego nagle złagodniała, daje się głaskać, barankuje, mruczy. Może dlatego, że rodziła prawie mi na rękach, tak była zdenerwowana, że nie chciała się chować do legowisk.
A Tulinek ma zapalenie płuc. Znowu.
Z innych, to Missy ma problemy z okiem, wrzód rogówki. Inne są, w miarę, zdrowe.