Pochowaliśmy Maję obok Gutka.
Wróciliśmy do domu, a tu tak pusto.
Nikt nie czeka pod drzwiami, nie biegnie się przywitać.
Maja była moja, a ja byłam jej. Gutek kochał wszystkich, a Maja mnie. Innych domowników też, ale nas łączyła szczególna więź. Była zawsze blisko mnie. Rano budziła mnie delikatnym pacaniem po twarzy, zwykle próbą otwarcia mi ust

Potem biegła ze mną do łazienki na "siki towarzyskie". Śniadanie jadłyśmy obok siebie. Była trochę zazdrosna o Gutka, więc jak przychodził na poranne mizianki, to wychodziła do łazienki i tam czekała na nasze 5 minut. Kiedy szykowałam się do pracy, wskakiwała na pralkę i delikatnie zaczepiała mnie łapką i patrzyła tymi swoimi wielkimi okrągłymi oczami, i jakby mówiła "przestań się mizdrzyć, zajmij się mną" i podstawiała czółko do pocałowania. Potrafiła, jak koty z youtube wspiąć mi się na ręce, tak, że wystarczyło tylko podłożyć rękę pod pupkę...
Odprowadzała mnie do drzwi, witała, jak wracałam. Denerwowała się, jak długo mnie nie było. Przychodziła na kolana, zasypiała ze mną w łóżku lub obok, na dywaniku. Jak się zdenerwowałam na kogoś i podniosłam głos, to biegła z interwencją - zawsze działało

Zaakceptowała Gutka, na zawsze pozostała starszą ciocią i nie pozwoliła na przejęcie władzy. Okaz zdrowia...
A Gutek - cudowny, słodki kociak, o wyglądzie podrostka. Delikatny i drobny. Wszystkich lubił, wszystkim ufał, chciał tylko by go miziać, przytulać i pozwalać spać "na klacie" albo w łóżku, pod kołdrą. I kochał czesanie. Wskakiwał na kuchenną komódkę, odwracał się pleckami i czekał

Kochany lub przynajmniej lubiany przez wszystkich.
Tak mi bez nich źle. Nam. Mąż jest w niewiele lepszym stanie. Syn stara się niczego po sobie nie pokazywać.
W ciągu zaledwie jednego tygodnia zawalił nam się świat.
Maja, moja królewna, "kocórka":

