Hej dziewczynki, dzięki że pytacie. Nie zaglądam, bo ... same wiecie... źle to wszystko znoszę
Bazyl wrócił do większej dawki sterydu, do tego dostał jakiś lek na pobudzenie apetytu bo nie jadł w sumie 5 dni.
Mieliśmy mu podawać 1 tabletkę tego nowego leku dziennie, pół rano i pół wieczorem. Już po pierwszej połówce, którą dostał na wieczór, zjadł całą kolację. W nocy wyjadł nam w kuchni ciastka, które spokojnie tam zostawiłam, bo moje koty nigdy się do takich rzeczy nie pchały. Ale lek robił swoje i Baz był okropnie głodny. Rano zjadł pięknie śniadanie, dostał kolejną połówkę leku i potem teściowa napisała mi, że jak mu o 11 dała kolejną porcję to wciągnął ją jak odkurzacz, ciężko to było nawet nazwać "jedzeniem". Jak wróciłam z pracy to kot znowu zjadł i poszedł spać. Dopiero pod wieczór dało się zauważyć, że jest strasznie otumaniony, ledwo kontaktujący - leżał i patrzył w 1 punkt, szedł zjeść i znowu leżał. Czasem chciał wskoczyć na kanapę czy drapak, ale nie był w stanie, chyba kręciło mu się w głowie. Beznadzieja. Lekarka mówiła, że ten lek u nas nie ma za zadanie leczyć, mieliśmy tylko zastymulować go do ponownego jedzenia i potem można było lek odstawić. No więc tego dnia już więcej nie dostał, a następnego ranka tylko ćwiartkę, po której czuł się dobrze. Wciąż je, wciąż jest na sterydzie... a ja na tabletkach uspokajających. Te 5 dni przeżyłam okropnie, on znowu chudł w oczach, uciekał przede mną kiedy widział, że niosę miskę. Do tego nie robił kupy (łącznie to było chyba aż 10 dni!). Podaję my ColonC i zrobił już 2 razy, więc też jest poprawa.
Takie mam wrażenie, że nie o to chodziło w tym całym barfowaniu

Zamiast pomóc, kot jest znowu na podwyższonym sterydzie plus czymś co mi go "zaćpało" na trochę. Po prostu brak mi słów, ręce opadają i chce się tylko ryczeć.