Rzeczywiście nie macie chyba szczęścia 

 szczurzyca mojej koleżanki też jakiś czas temu zdechła, znajoma wyjechała na 3 dni i w tym czasie szczurka pod opieką jej taty dostała strasznej biegunki i odeszła praktycznie 10 minut po powrocie koleżanki. Przyszła, wzięła Szyszkę na ręce, Szyszka popaczała, pomrugała i po szczurku. Tak jakby na nią czekała.
Mój Toffik z kolei zdechł z powodu guza mózgu. Najpierw przestał jeść, potem pić, wetka nie wiedziała, co się dzieje, dawała mu witaminki, kroplówki, potem dostał jakiś dziwnych tików, no i trzeba było uśpić biedaka. Ale żył długo jak na myszoskoczka, coś ponad 5 lat.