No jednak. Wczoraj tata do mnie dzwonił rano, że to chyba już, bo zrobiła pod siebie i ciężko oddycha. Zadzwoniłam do wetki, znają mnie tam, recepcjonistka mówi przyjeżdżaj, otworzymy Ci wcześniej. Dzwonię do taty mówię, jedź, uśpią ją, po co ma się męczyć. Tata ją na ręce i koniec, już nic nie było, nie było po co jechać. Ogródka tata nie ma, council ją zabrał do krematorium. Przyjechali po nią

Jest mi bardzo przykro, bo pamiętam, jak z mamą ją przywiozłyśmy. Pierwsze co zrobiła, to siusiu na wersalkę

Dużo przeszła, dużą operację miała, bo po hormonach jej się zwapnienie pod skórą zrobiło, wylazło i wdała się martwica. Przeszczep skóry miała włącznie ze sterylką. Potem guz sutka i usunięta cała listwa mleczna. No i chyba myślałam, że jest nieśmiertelna. Z jednej strony jest mi smutno, z drugiej mi ulżyło, bo nie mogłam patrzeć na jej wielki brzuch i to, jak się kiwa. Ale do końca była zadowolona, mrucząca. Dobrze, że nie widziałam jej śmierci, ani potem, bo bym była w rozsypce. Jak pomyślę, że Koka od niej rok czy dwa młodsza- 99 rok, potem Parys 2001, to aż mi się miętowo robi. No najgorsze jest to, że jakiś kolejny rozdział się zamyka, to mnie przeraża...
Jak się macie z Karolkiem? Daje Ci popalić?