Agop pisze:u nas dzisiaj rano przed miską nastąpił "wyrzyg".... i żeby jeszcze jakiś kłak w środku był to bym sie ucieszyła....sama ślina i nic wiecej....
Magnolka czasami tak ma, że sama ślina a dzień czy dwa później - kłaki.
Dzisiaj pojechałam z nią do weta, bo kuśtykała mocniej (ta jej na urlopie, ale tam jest kilku o specjalizacji "koty"): o ile wylizane kolanka to zapewne stawy przy okazji katarku, o tyle utykanie obecnie jest efektem naderwanego mięśnia (szalony diabełek skacze wszędzie bez umiaru, a doopka urosła /już ma 4.3 kg, ale wet podotykał mięśnie, pooglądał i nie kazał ograniczać jedzenia, bo na razie wygląda OK/ no i mięsień nie wyrobił przy wspinaczce na szafki), bo stawy są w miarę OK, a już na pewno nie na tyle, żeby aż tak utykała. Dostała odrobinę tolfedyny w zastrzyku i od jutra mam jej przez tydzień dawać 1/4 tabletki na dobę (mała dawka - delikatnie dla nerek i żeby kotuś całkiem nie zaczął brykać na uszkodzonym mięśniu), a jak się nie poprawi za tydzień, to przyjść do kontroli. Całą drogę miałam śpiewy i dopiero jak zobaczyła przez kratki nasz blok, to przestała; transporterek to aż skakał. Wet powiedział, że najlepiej by jej było ograniczyć ruch, ale wątpi, żeby się udało - dobrze, że choć przestała skakać na szafę: chyba zrozumiała, że z tym uszkodzonym mięśniem to nie jest najlepszy pomysł skakać na 1.2-1.4 metra w górę, zaczepiać się pazurkami o brzeg i podciągać na łapkach do góry (bo tak normalnie to ma problem doskoczyć).
W każdym razie jestem spokojniejsza, że z wirusika to było lekko problematycznie ze stawami i trochę je wylizwała, ale przestała wraz ze zniknięciem katarku, a to kuśtykanie to raczej tylko naderwany mięsień (boli, ale i tak mniej groźne niż całe mnóstwo rzeczy). Na stawy dostanie suplement, bo zaszkodzić nie zaszkodzi, a trochę wzmocni i trochę jej tauryny będę kilka dni dodawać do jedzonka, żeby mięśniowi łatwiej było się regenerować.
Zajęło mi to moment (przyjmowało 3 lekarzy, a po 13 jest zwykle najmniejszy ruch), koszt 40zł ze wszystkim, a przynajmniej jestem spokojniejsza (bo Magnolcia szczęśliwa od tego nie była, aczkolwiek po zastrzyku chyba jej nieco lepiej; zastrzyk miała tak szybko zrobiony, że nawet nie zdążyła zauważyć, że coś jej robią i się wkurzyć: dzisiaj nawet nie dostała ani katarku, ani łupieżu - chyba zaczyna rozumieć, że weci to nie mordercy kotów i bywają pomocni).