Bo Gryzia, wzorem cioci Caillou wyżerała i wypijała wszystko, co podałam
i nie dość, że rodzeństwo było stratne, to ona zaczęła robić plackatą kupę
więc dwójka zostawała na obiad w apartamencie, a Gryzia jadła w klateczce i wracała po posiłkach
Poza tym ta moja klateczka jest mała i jak Gryzia zaczynała szaleć, podgryzać i wygłupiać się, to robiła się jeszcze mniejsza. Gryzia to tornado, a po jedzeniu musiała sobie trochę pohasać.
W apartamencie też mieściła się plastikowa, dziecinna kuwetka, co było wygodniejsze niż pudełko po butach, szczególnie przy trzech jeźdźcach, sadzących kupony dwa razy dziennie
No, ale jak Kobra został sam, to wrócił do klateczki, bo w apartamencie czuł się jeszcze bardziej opuszczony