Jeż był dziś na gigancie...
Z mojej strony wyglądało to tak:
wróciła do domu mama, przyszedł uczeń, wypiłyśmy herbatkę, zaczęłyśmy lekcję. Nagle dzwonek do drzwi, za drzwiami stoi sąsiadka.. i trzyma na rękach JEŻA
moje myśli: "Co Jeż robi po TAMTEJ stronie drzwi? Są na świecie dwa Jeże?? Gdzie jest mój Jeż???

"
Potem przyszla świadomość, że kot nawiał.
Fakty wyglądają tak:
18:27 - wraca do domu mama, przypuszczalnie Jeż uciekł gdy zamykała drzwi
18:30 - przychodzi uczennica, pyta "A gdzie Jeżyk?" , nikt nie zwrócił na to pytanie uwagi. Uczennica jest naszą znajomą, więc jeszcze pijemy herbatkę, gadamy
19:00 - zaczynamy lekcję
19:10 - dzwonek do drzwi, Jeż zostaje przyniesiony do domu przez sąsiadkę.
Rekonstrukcja zdarzeń, których nie widziałam wygląda tak:
Jeż musiał zwiedzić niezły kawałek bloku. Mieszkamy na 10 piętrze. Jeż na siódmym piętrze próbował wejść z kimś do domu. Ten ktoś stwierdził, że to kot sąsiadów z 7 piętra. Zaniósł go tam. Rzeczeni sąsiedzi jednak znaleźli własnego kota na kanapie.. Na szczęście mama tej rodziny z synem

rozpoczęli poszukiwania. Chodzili z Jeżykiem od domu do domu, szukając właściciela.. Nie wiem, ile to trwało.. Na każdym piętrze jest 6 mieszkań
Po 19 Jeż był u siebie.. zdezorientowany.. trochę wystraszony...
ale był..
Jak sobie pomyślę, co mogło się stać... wolę nie myśleć..
Jak sobie pomyślę, jak Jeż się czul, kiedy wybiegł a potem nie mógł trafić z powrotem, wolę nie myśleć..
Z drugiej strony jak sobie wyobrażę minę sąsiadki, której kot ładuje się do domu

Kochany, asertywny Jeż..
Ta przygoda pokazuje, jak łatwo "zgubić" kota... Myśmy się w ogóle nie zorientowały, że kota nie ma... Gdyby nie sąsiedzi
Musimy uważać.. jeszcze bardziej..i was też o to proszę... uważajcie na kotulce, jak wchodzicie do mieszkań...