skopiowałam z mojego wątku. To dzialo sie 18 listopada 2010 r.
Jeszcze teraz wlos mi sie jeży
"Przed chwilą wróciłyśmy z ekspedycji ratunkowej

Wczoraj wieczorem miałyśmy wieści od Ninki. Wszystko ok. mała polubiła Pana kreci mu ósemki między nogami, pozwala sie głaskać, a neva tylko raz nafuczła na małą. Dzisiaj mieli dzwonić wieczorkiem. I zadzwonili. Prawie płakali

Mała zgineła!!! To znaczy byc może jest w domu, a może nie! Odkryli za szafkami kuchennymi dziure w ścianie (w tym mieszkaniu mieszkaja dopiero parę miesięcy, kupili z umeblowaniem kuchni, stare budownictwo) Kotka sie nie odzywa

Założyłyśmy tylko kurtki i w drogę!
Jezu! to co zobaczyłam zmroziło nas! Kafelki piekne od góry, a za szafkami locha idąca gdzieś w głąb ściany, a z drugiej strony trochę mniejsza, ale równie śliczna! Najpierw pomyślałam, że ta locha może prowadzić do drugiego mieszkania albo i dalej. ale Monika miała latarkę i wypatrzyła, że jest zaślepiona! Wata szklaną!

Kotki ani nie widać ani nie słychać

Uwaliłam sie na podłodze i zagladam gdzie się da, ale niewiele sie da

W końcu wetknęlam łapę i namacałam coś miękkiego

Poświeciłam latarką a tu oczka są i świecą:D

Wywloklam małą po dłuższej chwili, zestresowana ale całą i zdrową.

Boż jak sie o nią balyśmy.

Mała zaraz została zamknięta w pokoju, a Pan zabrał sie za likwidowanie lochy!!
Ale co przeżyłyśmy my, Nowi i biedna kociczka to nasze

"
Bianko, pilnuj się domku
