Tak sobie poczytałam wzystkie wpisy, szczególnie Fr-idy, - wg mnie pełne empatii i woli zrozumienia kota i jego odczuć.
Mokkunia, Tyma, Iza - pisałyście o swoich kotach, które oswajały się powoli, były lękliwe, nieufne, trudne. Wiem jak to jest, gdy w domu pojawia się kot, któremu trzeba dać czas, kiedy wydaje się, że nigdy nie wyjdzie z zza łóżka. Trzy z piątki moich kotów były takie. Dyziek zaufał mi po pół roku... I pewnie myślałabym nadal tak jak Wy - że oswojenie kota to tylko kwestia cierpliwości, miłości, czasu - gdyby nie pobyt w moim domu niejakiego Wikarego.
Wikary miał być naszym pierwszym tymczasem - byłam pełna zapału, dobrych chęci, wierzyłam w nasze dotychczasowe doświadczenie z kotami... miało być dobrze. Tymczasem była to kompletna porażka.

Nie umieliśmy trafić do tego kota - ani my ani nasze zwierzaki. Oszczędzę sobie dłuższych opisów, ale my po tygodniu męki tego kota z nami i naszej z nim wiedzieliśmy, że nic z tego nie będzie. Nie wiem do kogo tęsknił, do czego, nie wiem, co robiliśmy nie tak... - on nie chciał z nami być, koniec, kropka. Powiecie, że tydzień to mało... Ale uwierzcie, że w tamtej sytuacji tydzień wystarczył, żeby wiedzieć, że trzeba mu szukać innego miejsca... I nie miało chyba większego znaczenia to, że Wikuś był kotem wychodzącym, problem był raczej w jego wspomnieniach, przeżyciach, potrzebach, w nim samym... czasem po prostu nie wyjdzie, tak jak między ludźmi nie wszystkie związki się udają, mimo, że są dobre chęci.
Fr-ida, myślę, że możesz być wspaniałym domkiem dla kota. Widocznie nie byłyście sobie pisane... Tak też się zdarza.