


Własciwie już wczoraj było lepiej, ale dziś miałam dawno umówionych gości i nie mogłam zajrzeć na miau.
Oczywiście - łakomstwo! Kupiłam wafelki "chałwowe", bardzo smaczne, ale z warstwą czekolady - i dorobiłam się migreny "poczekoladowej", chociaż wydawało mi się, że ta czekoladowa warstwa jest niewielka...
A przy okazji opowiem Wam, że w czwartek próbowano mnie oszukać "telefonicznie". Najpierw zadzwoniła jakas pani - powiedziała, że z poczty, że jest dla mnie przesyłka z banku i czy będę w domu, bo kurier dostarczy. Potwierdziłam, bedę. Chciała potwierdzenia adresu - wymieniła ulicę i chciała, żebym podała nr - podałam, ale zapytałam, po co jej to, skoro ma adres na kopercie? Mruknęła, że ma obowiązek potwierdzić. Już mi się to nie podobało.
Za jakis czas kolejny tel. - wszystko na stacjonarny. Zgłasza się... Policja. I oczywiście wiedzą, ze dzwonili do mnie z poczty, że wyłudzają dane, że ktoś w banku chciał wziąć kredyt itd., stara śpiewka. I proszą o podanie numeru komórki, to zadzwonią na komurkę, bo ten telefon moze być podsłuchiwany - i powiedzą mi co roboć...
No to bardzo uprzejmie powiedziałam, żeby pan był uprzejmy zadzwonić na ten sam stacjonarny numer za pół godziny, a ja sobie w tym czasie zadzwonię do banku i dowiem się, o co chodzi. Pan jeszcze próbował cos powiedzieć, ze to przecież bank próbuuje mnie oszukać, ale powiedziałam ze to bez sensu i czekam na telefon za pół godziny, a teraz dzwonię do banku...
Potem się trochę wystraszyłam, bo uswiadomiłam sobie, że podczas rozmowy z "poczta" potwierdziłam swój adres. Na szczęście dzwonili tylko Świadkowie Jehowy i sąsiadka, której się zlew zatkał. Uff....
Oni te stacjonarne telefony biorą z książki telefonicznej, tam jest nazwisko, imię i ulica, bez nr domu i mieszkania.
A potem już dostałam migreny i zapomniałam o sprawie.
Jednak strasznie dużo tego oszustwa - przecież niedawno dzwonili do mamy Katarzynki! Trzeba uważać!
Zaraz kończę przeglądać miau - krótko mnie nie było, a tyle do doczytania!
Dobranoc wszystkim
