Nowa seteczka, stara bajeczka - Kroniki skrzata Kleofasa

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie lip 13, 2008 19:25

niom :oops:
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon lip 14, 2008 9:15

Piękne i łzy wyciskające....
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon lip 14, 2008 17:49

Przez cały dzień trwała słoneczna pogoda, liście w parku mieniły się cała paletą złota, brązu, żółci i czerwieni, ostatnie nitki babiego lata dotarły z łąk aż na rynek, a pod drzwiami kamieniczki ktoś ułożył z kasztanów ogromne serce.
Zachód słońca wybarwił obłoki na kolor pysznej purpury, a okrągła, czerwona tarcza powoli staczała się za korony drzew kładąc ostatnie błyski na czerwonych dachach kamieniczek.
Spomiędzy drzew poczęła wysnuwać się delikatna mgła – niby dym wpełzała na rynek, oplatała fontannę, snuła się między kamieniczkami zacierając kształty i ukrywając przechodniów.
W parkowej alejce pojawiły się dwa złote światełka – to babcia Tekla ze starsza panią o twarzy szmacianej lalki zdążały ku rzeźbionym drzwiom niosąc w rękach okrągłe, woskowe świeczki. Płomyki delikatne kołysały się i zapachniało pszczelim woskiem.
Od południowej strony nadeszła kobieta z kotem w ramionach, a z wąskich uliczek promieniście rozchodzących się od środka rynku wynurzyli się pozostali goście.
Jeden po drugim przyjaciele mojej najmilszej znikali za rzeźbionymi drzwiami, a kiedy drzwi zamknęły się wdrapałem się po chropawym pniu winorośli na balkon, którego drzwi pozostawiono uchylone.
- Moja wnuczka postanowiła zaprosić wszystkich przyjaciół – rzekł Melchior – na szczególny wieczór…Wieczór, kiedy jedno z krzeseł przy naszym stole jest puste…
Kobieta z kotem w ramionach pociągnęła nosem, a Babcia Tekla otwarcie otarła policzki chusteczką.
Na rynku, za moimi plecami zadudniły czyjeś kroki, ale mgła nagle tak zgęstniała, że nie mogłem niczego zobaczyć, tym bardziej, że za moimi plecami pojawiła się przemądrzała kotka.
- Oho ho, strzygoń – miauknęła. – Mam do ciebie sprawę…
Przerwało jej ciężkie stukanie do drzwi.
Melchior podniósł się od stołu i zszedł na dół po drewnianych schodach. Zjechałem w dół po pniu winobluszczu i zobaczyłem stojącą przed drzwiami beczułkę.
Melchior zniknął w korytarzu i za chwilę pojawił się w towarzystwie młodego człowieka w mundurze.
Młody człowiek podniósł w górę dłoń.
- Chwileczkę – powiedział – zanim zabierzemy to na górę trzeba sprawdzić, co jest w środku.
Ostrożnie wyjął szpunt i pociągnął nosem.
- Najprawdopodobniej jest to wino – oświadczył.
Bez wysiłku podniósł beczkę i skierował się do korytarza.
Wspiąłem się na górę i wślizgnąłem do pokoju akurat w chwili, gdy młody człowiek ustawił beczułkę na stole.
- Ktoś nam to przysłał – rzekł Melchior, – więc może…
Babcia Tekla podeszła do kredensu i wyjęła z niego okrągłą srebrną tacę, na której stały wysmukłe kieliszki, kieliszki, które tak dobrze pamiętałem…
Kiedy wszystkie napełniono winem Melchior wzniósł w górę swój kieliszek i drżącym ze wzruszeni głosem rzekł :
- Wypijmy za tą, której już nie ma, a która będzie zawsze towarzyszyć nam w naszych wspomnieniach…
Podkradłem się do dostawionej na bok beczułki i zlizałem czerwoną kroplę spływającą po klepkach i…zamarłem ze zdziwienia, bowiem rozpoznałem smak leśnego wina!
Na dole, ktoś ukryty w mroku roześmiał się i o kocie łby zastukały kopyta. Dwa leśne diabły znikły w mrocznym parku i mgła skrywająca miasteczko opadła odsłaniając niebo, na którym świecił ogromny, srebrny księżyc.
W jego świetle kontury domów czerniały niby wycięte z papieru, na poły bezlistne konary drzew unosiły się ku gwiazdom, a powietrze było jak gdyby przezroczyste.
A same gwiazdy były tak ogromne i świeciły tak blisko, że wydawało mi się, iż mogę dosięgnąć ich ręką…
Smutek rozwiał się nagle niby mgła.
- Opowiem wam o bałwanie – zawołał Melchior i popłynęła opowieść o Złym Czasie.
Na wspomnienie ulepionego przez moją ukochaną bałwana przyjaciele wybuchnęli głośnym śmiechem, a Babcia Tekla otarła oczy z łez, które tym razem wycisnął jej śmiech.
- Patrzcie! – Zawołała nagle wnuczka malarki wskazując na ścianę, a raczej na las, który nagle na niej się pojawił.
Znikły drewniane ramy, a leśna droga zaczynała się tuz przy nogach stołu.
- Chodźmy! – Zawołał Melchior i odsunął krzesło.
Reszta porwała się za nim.
Wysączyłem ostatnie krople leśnego wina i pobiegłem w ślad za szarą kotką.
- Cuda-niewidy, czary-mary – mruczała pod nosem – pewnie to strzygoń namieszał, oho ho,
pomieszał ludziom w głowach, trzeba babci dopilnować, bo jeszcze coś się jej przytrafi !
- Babciu! Babciu! – Zawołała głośno, zadarła ogon i pobiegła leśną drogą tak szybko, że nie mogłem za nią nadążyć.
Droga prowadziła wprost ku niedużej polanie otoczonej wysmukłymi brzozami i tonącej w świetle księżyca.
A kiedy wszyscy zatrzymali się rozglądając się dokoła z zarośli wyszły brodate krasnale, pokłoniły się głęboko i klasnęły w dłonie
I spomiędzy krzewów jęły wychodzić leśne panny z dzbankami ostatnich jeżyn, kudłate strzygi z kubkami brzozowego soku, a za ich plecami odezwała się przedziwna kapela – popiskiwały drewniane piszczałki, zawodziły wierzbowe fujarki i skocznie śpiewały lipowe gęśliki, az nogi same rwały się do tańca.
Przyjaciele chwycili się za ręce i zawiedli dokoła polany taniec, a w przygrywającej im muzyce było wiosenne kląskanie słowika ukrytego w krzewie bzu, było ciepło letnich nocy, lato przechodzące powoli w jesień, pierwsze chłodne poranki ścinające ciężkie głowy chryzantem i pierwszy śnieg jak delikatna koronka okrywający łąkę…A w tych czterech porach roku była radość i smutek, żal i nadzieja, więc na twarzach wszystkich malowały się te uczucia kolejno.
- Zauroczył, oho ho, strzygoń jeden – rozległo się za moimi plecami.
- Jak nie przestaniesz – odwróciłem się i pogroziłem szarej kotce palcem – to naprawdę zrobię coś paskudnego.
Kotka dała susa w trawę powarkując z irytacją.
Tymczasem niebo nad lasem pojaśniało. Leśne panny splotły wzniesione ręce na kształt bramy i stanęły na skraju lasu.
Przyjaciele, jeden po drugim przechodzili do pokoju przez drewnianą ramę…
- Babciu, babciu, pora wstawać! – Miauknęła szara kotka trącając siwowłosa panią w policzek.
Babcia Tekla niechętnie otworzyła oczy. Goście spali, gdzie kto znalazł dla siebie miejsce – ciemnowłosa kobieta zwinęła się na sofie z głową opartą na swoim kocie, Melchior w fotelu, starsza pani o twarzy szmacianej lalki na ciężkim, rzeźbionym krześle, wnuczka malarki na dywaniku przed kominkiem, a obok, niby wierny pies pochrapywał młody człowiek w mundurze.
- Tośmy pożegnali godnie…- mruknął zasuszony staruszek trącając w bok swego towarzysza.
- Jak za dawnych czasów – mruknął tamten. – Aj, gdyby to mój wnuk widział…te ich prywatki…potańcówki…nie, nie, młodzież dzisiaj bawić się nie umie…
Melchior przetarł zaspane oczy i powiódł oczyma po pokoju.
- Ależ miałem sen…- mruknął. – Nie uwierzylibyście…
Sięgnął do kieszeni, potem do drugiej.
- Gdzieś położyłem swoją fajkę – powiedział.
Jeden ze staruszków wyciągnął z kieszeni niewielki przedmiot.
- Weź moją – powiedział.
Melchior wyjął z kredensu pudełko z tytoniem i po chwili miły zapach wypełnił pokój.
Wpatrzony w niebieskie kółeczko blednące w powietrzu spojrzałem na obraz. Na ścieżce, wśród kamyków leżała na pół przykryta liściem – fajka.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon lip 14, 2008 19:03

Cudne...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto lip 15, 2008 2:09

Ha 8)
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto lip 15, 2008 8:09

Piękne....
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto lip 15, 2008 17:00

Następnego dnia nad ranem zerwał się wielki wiatr. Bezlitośnie pozrywał ostatnie kolorowe liście i przygnał nad miasteczko ciężkie, deszczowe chmury.
Wielkie i ciężkie krople deszczu bębniły o dach, a ja leżałem na swoim posłaniu wspominając lato i mając oczy pełne jesiennych kolorów.
Przeleżałem tak cały dzień, wieczorem zaś niechętnie wygramoliłem się zza pieca, aby obejść dom i najbliższy kawałek parku.
Otuliłem się szczelnie kubrakiem i naciągnąłem na uszy czapkę i brnąc w zaspach mokrych liści podążyłem w kierunku rynku.
Nagle odkryłem, że nie byłem sam – w przygarbionej postaci wędrującej ciemną, mokrą alejką z trudem rozpoznałem Melchiora. Tytoń z fajeczki żarzył się malutkim światełkiem, a jego zapach zlewał się z wonią butwiejących liści. Blady, anemiczny księżyc, co rusz wyglądał zza ciężkich chmur, a wiatr targał poły melchiorowego płaszcza.
Następnego ranka na zewnątrz panowała wielka, poważna cisza, a biel śniegu kłuła w oczy. Nadeszła zima.
Wieczorem tego dnia po raz ostatni w starym roku odezwały się leśne bębny, a stopy mieszkańców tajemniczych zakamarków wydeptały ku polanie wąską ścieżkę.
Tego wieczora nie piliśmy leśnego wina a wszyscy życzyli sobie dobrego zimowania.
Kiedy krasnale, skrzaty, leśne panny i polne boginki poczęły powoli rozchodzić się w swoje strony przyświecając sobie małymi latarniami Leśny skinął na mnie ręką.
- Kleofasie, dziś jest wieczór szczególny.
- Szczególny? – Zdziwiłem się, bowiem nie dostrzegłem niczego nadzwyczajnego.
Leśny poważnie kiwnął głową.
- Raz na dziesięć baśniowych lat mogę spełnić życzenie kogoś z mojego ludu. Poproszono mnie, abym spełnił twoje życzenie.
- Kto? Moje życzenie? – Nie posiadałem się ze zdziwienia.
- Poproszono o to już dawno, a dzisiaj wszyscy wyrazili zgodę. Wypowiedz je, Kleofasie.
Usiadłem na pniu wpatrując się w dogasający ogień.
Wiedziałem, że nie mogę życzyć sobie powrotu mojej najdroższej, ani tego, żeby czas cofnął się do chwili, gdy jako mały skrzat zasypiałem strudzony nocnymi wędrówkami z twarzą ukrytą w futrze Bazylego…Leśny dorzucił do ognia ostatnie polano, a leżący dokoła śnieg począł topić się z sykiem.
Przymknąłem oczy.
Przed nimi pojawiły się zaraz twarze ludzi wyskakujących zza drewnianych ram obrazu.
Spojrzałem prosto w głębokie, zielone oczy Leśnego.
- Panie – powiedziałem śmiało – chciałbym zamieszkać w moimi mieście.
Leśny pokiwał głową.
- Rozumiem, że chciałbyś…
- Tak! – Wykrzyknąłem. – Chciałbym zamieszkać razem z nimi, żyć tak jak oni!
- Dobrze, Kleofasie – odrzekł Leśny. – Ale nie zmienisz swojego wyglądu, więc miej się na baczności. Może…będziesz tylko trochę wyższy…
Dotknął mnie swoją szorstką, ciężką dłonią i poczułem jak ogarnia mnie ciepło pełznące od stóp ku twarzy.
- I pamiętaj, że ludzki czas płynie szybciej niż nasz. – Dodał.
Wracałem śledząc rząd kołyszących się przede mną światełek. Kiedy wszedłem pomiędzy drzewa parku począł prószyć drobny śnieg.
Tak zaczęła się zima.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto lip 15, 2008 19:09

I znów napiszę, że piekne...
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto lip 15, 2008 23:52

Ach 8) Nareszcie wiadomo skąd to się wzięło, co to za czar :lol:
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro lip 16, 2008 9:58

znalazłam dopiero drugą część bajusi :oops: ale za to uczta czytania prawdziwa i dłuuuuga :)
Georg ['] Klemens ['] Miriam [']

Georg-inia

 
Posty: 22395
Od: Czw lut 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Śro lip 16, 2008 19:16

Zima ciągnęła się bez końca. Park zasypały zwały śniegu, a na werandzie panował półmrok. W kuchennym piecu tlił się torf, a stare kafle dobrze i długo trzymały ciepło.
Razem z bratem przekopaliśmy w śniegu korytarz wiodący ku bramce i od czasu do czasu założywszy ciepłe czapki, skarpety i rękawice wypuszczaliśmy się na niedalekie przechadzki.
W stronie, gdzie park zbliżał się ku miastu zwykle pełno było dzieci, a raz nawet dostrzegłem z daleka przemądrzałą kotkę, jak z dumnie uniesioną głową niosła świeżo upolowaną mysz.
W zimowe święto – zwane przez ludzi wigilią – drzewko rosnące najbliżej rynku przybrano kolorowymi światełkami, a w oknach cukierni pojawiły się istne cuda z marcepanu. Wieczorami, gdy ulice pustoszały, a w oknach domów zapalały się ciepłe światełka długo przygadaliśmy się z bratem zwierzątkom wyglądającym zupełnie jak prawdzie i małemu dziecku śpiącemu na sianie.
Pomyślałem, że to trochę niesprawiedliwe, aby tak małe dziecko nie miało nad głową dachu i pieca tuż obok i któregoś wieczora udało się nam wkraść do cukierni i pozostać na noc. Rozwinąłem jedną z leżących w drewnianej skrzynce pomarańcz z delikatnej, szeleszczącej, pozłacanej bibułki i okryłem nią dziecko, a brat z aprobatą pokiwał głową.
Dumni z siebie kierowaliśmy się do szpary w tylnych drzwiach, gdy nagle ogromny, czarny cień zastąpił nam drogę.
Kolana ugięły się pode mną, zaś duży, gruby, czarny kot parsknął śmiechem.
- Co my tutaj mamy …? Dwie polne myszy? Nie, myszy nie chadzają w wełnianych czapkach…
Przysunął bliżej wąsaty pysk i trącił mnie nosem.
- Tak, tak, to pewnie ten strzygoń, o którym wspominała Miaulina…
- Wypraszam sobie – powiedziałem prostując się dumnie tak, że sięgnąłem kotu az do ucha. – Jestem kleofas Wieczysty, skrzat domowy, opiekun tego miasta.
Kot poruszył wąsiskami.
- Skrzat domowy…- powtórzył. – A, to zmienia postać rzeczy. A jeśli opiekun, to tym lepiej.
Poprawiłem przekrzywioną czapkę.
- A to jest mój brat – powiedziałem, a brat ukłonił się z szacunkiem.
- Mieszkam niedaleko – rzekł czarny kot wskazując głową narożną kamieniczkę. – Niedawno wprowadziliśmy się ja i moja pani. Jest malarką i opiekuje się swoim dziadkiem. Ma na imię Katarzyna, ale wszyscy nazywają ja Pacynką.
- Dlaczego?- Zapytał rozbawiony brat.
- Bo pacykuje, czyli maluje – wyjaśnił duży, gruby, czarny kot.
- Ma to po swojej babci – powiedziałem, a oczy kota zabłysły ciepło.
- Gdybym znał was lepiej…- mruknął do siebie – zdradziłbym wam pewien sekret…
Mówiąc to miał minę tak tajemniczą, że aż poczułem mrowienie w kręgosłupie.
- Sekret? - Zapytałem niewinnie, a kot uśmiechnął się.
- Nic więcej nie powiem – oświadczył.
Napuszył ogon i pchnął barkiem drzwi wiodące na zaplecze.
- Tam u góry jest okienko – wyjaśnił, – przez które można wejść i wyjść. Tylko proszę nie mówcie o tym nikomu. W tym mieście jest zbyt wielu amatorów śmietanki.
Z gracją, o jaką go nie podejrzewałem wyskoczył na stary kredens a stamtąd na okienko.
- Do zobaczenia – rzucił i zeskoczył na dół.
Jeszcze chwile pomyszkowaliśmy po cukierni i znalazłszy kilka prażonych migdałów zrobiliśmy sobie małą ucztę. Śmietanka stojąca w kamiennym garnku była rzeczywiście pyszna i kiedy opuściliśmy cukiernię czuliśmy się jak po prawdziwej uczcie.
Sekret, o którym wspomniał duży, gruby, czarny kot przez całą zimę nie dawał mi spokoju, lecz znając koci upór wiedziałem, że nie dowiem się niczego zanim kot nie powie mi o tym sam…
Pierwszego dnia wiosny, kiedy dzieci z miasteczka wrzuciły słomiana kukłę przyodzianą w stare łachmany do rzeki, a dzieci z przeklętej wsi spaliły na jej skraju Judasza przy grobie malarki znaleziono Melchiora. Siedział na drewnianej ławeczce z mandoliną w ręce i wyglądał jak zwyczajny starszy człowiek, który usiadł w słońcu, aby uciąć sobie drzemkę…
Na życzenie wnuczki, zwanej Pacynką pochowano go razem z mandoliną w rodzinnym grobowcu, a wieczorem zaproszono do cukierni tych wszystkich, którzy Melchiora znali i tych, którzy nie zdążyli go poznać…
Między gośćmi kręcił się duży, gruby, czarny kot z kropelką śmietanki na wąsach. Na mój widok mrugnął porozumiewawczo i znikł pod koronkową serwetą zwieszającą się ze stolika aż na podłogę.
Znalazłem sobie zaciszny kąt, skąd mogłem obserwować wnętrze cukierni i pogrążyłem się we wspomnieniach...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw lip 17, 2008 8:46

:?:
wygadał się kot?
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw lip 17, 2008 12:19

wygada się wieczorem !!!
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw lip 17, 2008 14:28

caty pisze:wygada się wieczorem !!!

Mrrrrrrrrrrrruuuuuuuuuuuuuuuuu

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lip 17, 2008 22:02

Czas – pomyślałem przyglądając się wnuczce Melchiora. Ile czasu minęło od chwili, gdy stojąc na balkonie toczyła beznadziejny spór.
Z ukrycia przyjrzałem się dokładnie jej twarzy, na której pojawiły się pierwsze zmarszczki. A i mężczyzna w mundurze, który wodził za nią oczyma tez nie był już pierwszej młodości…
Nagle ogarnął mnie lęk. Dopóki nie opuszczałem swego miejsca za piecem czas był dla mnie czymś, w czym po prostu żyłem. Budziłem się, zasypiałem, odbywałem niedalekie wędrówki…i trwało tak dopóty w moim życiu nie pojawił się Bazyli. Ile ludzkich lat liczyć mógł baśniowy rok?
I dlaczego żyjąc na granicy dwu światów postrzegałem tylko jeden – mój własny?
- Czas – powiedziałem do siebie. – Czas.
- Kto jak kto – rozległo się za moimi plecami – ale ty nie powinieneś przejmować się czasem.
Odwróciłem się. Duży, gruby, czarny kot spoglądał na mnie wielkimi, żółtymi ślepiami. Pomyślałem, że wygląda zupełnie jak kot czarownicy, jakiego zwykle przedstawia się na rysunkach w książkach dla dzieci.
- A to dlaczego? – Zapytałem.
- Przecież nie od parady nazywasz się Wieczysty, prawda? – Zapytał kot mrużąc oczy.
Zmarszczyłem brwi. Dotychczas nigdy nie zastanawiałem się nad moim nazwiskiem.
- Wieczysty – powtórzyłem. Przed moimi oczyma pojawiła się, zawinięta niby koci ogon nieskończoność.
Kot otarł się o mnie lśniącym bokiem.
- Wszystko ma swoją porę – powiedział beztrosko. – Początek i koniec, ale najważniejszy jest środek.
- Środek? – Zdziwiłem się.
Kot pokiwał łbem.
-Żebyś wiedział, że środek. Na początku nie zdajesz sobie z niczego sprawy, a na końcu odpowiedź przychodzi sama, zanim zdążysz się nad nią zastanowić. Za to środek…Środek to wygodna poduszka, odrobina śmietanki…spacer po dachu we wiosenną noc….Przynajmniej, jeżeli chodzi o mnie.
Wstałem i otrzepałem z kurzu kubrak. Zrobiło mi się trochę wstyd, bo nigdy nie zastanowiłem się nawet nad tym, czym jest dla mnie czas pomiędzy początkiem a końcem…
- Pokażę ci coś, dopóki wszyscy siedzą tutaj – rzekł kot.
Przekradliśmy się pomierzy nogami ludzi na tyły cukierni i wspiąwszy się na kredens wydostaliśmy się na zewnątrz.
Niebo nad naszymi głowami było czyste i ciemnogranatowe, bezchmurne, a nad drzewami parku nieśmiało połyskiwał cieniutki sierp księżyca.
- Chodźmy – kot skierował się w stronę narożnej kamieniczki.
Po chwili znaleźliśmy się w pokoju, którego każdy kąt znałem na pamięć.
- Spójrz – kot trącił nosem wyłącznik lampy i snop światła padł na leśny pejzaż.
Ścieżka, niknąca pomiędzy drzewami była pusta.
- Dałbym głowę…- zacząłem, ale kot pokiwał głową.
- Odkryłem to jakiś czas temu – powiedział.
Zeskoczył na podłogę i chwyciwszy w zęby mój kubrak przeniósł mnie niczym kociaka na fotel.
- To jeszcze nie wszystko – dodał.
Oparłem się o jego ciepły bok i przymknąłem oczy.
- Nie śpij – mruknął kot.
W tej samej chwili światło księżyca padło na obraz posrebrzając pnie brzóz i wyostrzając kreskę ścieżki.
- Patrz – szepnął kot.
Miedzy drzewami coś się poruszyło.
Otworzyłem szeroko oczy i mimo woli ścisnąłem koniuszek kociego ogona.
Kot odsunął się trochę i poruszył wąsami.
Ścieżką, ku krawędzi obrazu szły trzy cienie.
- To już wiesz jak jest tutaj – zaszeptało z obrazu.
- Wiem – zadzwoniły kolczyki z kocimi główkami.
- Zapamiętałaś drogę? – Drugi głos był cichy niczym tchnienie wiatru.
- Zapamiętałam – oddzwoniły kolczyki. Pacynka zeskoczyła na podłogę, a za nią spało kilka liści. Wcisnąłem się między kota a oparcie fotela.
Pzeszła obok nas podzwaniając kocimi główkami i za chwilę w kuchni odezwał się czajnik.
Kot zszedł z fotela i wyprostował grzbiet.
- Idę zająć poduchę. – Powiedział. – Poduszka też należy do tego, co jest w środku.
Światło księżyca przesunęło się nieco okrywając mrokiem płótno. Wytężyłem oczy – ścieżka była pusta, spod liścia zniknęła także stara fajka…
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: aassiiaa i 16 gości