» Pon lis 12, 2007 10:20
C. d.
Późnym wieczorem obudziła się wreszcie Mruśka i zbaraniała na widok nowego kota. Bisia od razu wyczuła, że Mruśka nie jest bojowa i nasyczała na Mrusię. To spowodowało, że stan osłupienia Mrusi jeszcze wzrósł i graniczył ze wstrząsem psychicznym. Przed nocą Bisia znowu zaszyła się za pralką, więc widząc, że jakoś najpewniej czuje się w łazience, postawiłam jej koło pralki transporterek z kocykiem i tam, bardzo zadowolona, mrucząc, spędziła noc, chrapiąc podczas spania. Reszta kotów całą noc wpatrywała się we wnętrze łazienki (drzwi były szeroko otwarte), a Mrusia nawet zapomniała, że w nocy powinna co pięć minut ugniatać mi poduszkę i skakać po głowie.
Rano Bisia nadal chodziła po mieszkaniu ocierając się o wszystko, mrucząc bez przerwy i nie odstępując mnie na krok. Kasia i Kropcia syczały na nią, a ona na Mruśkę. W pewnym momencie Kaśka podeszła do niej blisko i zaczęła syczeć, a na to Bisia nasyczała na Kasię i podniosła łapkę, przymierzając się do spoliczkowania Kasi. Gdybym nie wkroczyła w tym momencie, mogło być różnie. Ostatecznie Kasia (niegdyś Kaśka Złośnica) wycofała sie na ugiętych łapach, z oburzeniem i zgrozą w oczach.
Wreszcie na koniec Bisia mrauczeniem poprosiła o Twarożek Babuni na śniadanie, po jedzeniu umyła buzię i poszła odpocząć do transporterka w łazience.
Mnie to tak się wydaje, że u tej właścicielki, to ona nie była izolowana w pokoju, tylko raczej w łazience lub innej klitce, bo tak się zachowuje, jakby to właśnie było najbardziej właściwe miejsce dla niej.
Ten ktoś, kto miał na tyle przyzwoitości, że nie oddał jej do uśpienia, mimo ostatniej woli właścicielki, pewnie wstydził się także przyznać, gdzie była przetrzymywana i dlatego mówił o izolowaniu jej w pokoju. Zresztą żyję już długo, a do tej pory tylko raz słyszałam o polskim kocie, który miał swój pokój.