» Czw sie 09, 2007 6:14
Fajnie było
Basowe szczekanie na jedną, małą chwilę zagłuszyło szum fal.
Pies biegł ku nam, a za nim....toczyły się jak piłeczki dwie nieduże figurki, popychając się i wpadając na siebie.
- Nie mówiłem ? – rzucił Smarkacz, a Dexter udał, że nie słyszy. – Wycieczka-ucieczka...
Kocięta przypadły do matki i ocierając się o jej futro zaczęły przekrzykiwać się nawzajem.
- Fajnie było !
- To się nazywa kino !
- Ciocia Alex tam chodzi !
- A myśmy na drzewo wyszli !
- I trochę straszne było !
Kotka , dla zachowania pozorów pacnęła łapą jedno i drugie .
- Proszę dać pyszczki do umycia – powiedziała.
Większe z kociąt z wyrazną przyjemnością poddało się zabiegom matki.
- Były takie dwie ludzie...- powiedziało i rozejrzało się pytająco
- Dwoje ludzi, albo dwie osoby – podpowiedziała cierpliwie Alex.
- Brzydko śmierdziły..
- Pachniały – wyrwało się Smarkaczowi..
- I bawiły tfukulki.
Wymieniliśmy z Dexterem błyskawiczne spojrzenia. Szybki wyjazd ciotek i sprzedaż ponurej willi od początku wydawały się grubo podejrzane i, co do tego, byliśmy wszyscy zgodni.
- Czy te dwie osoby – zapytała łagodnie Alex, nie próbując poprawiać maluchów – były jedna większa, a druga mniejsza Jedna chudsza, a druga grubsza ?
Kocięta spojrzały po sobie.
- Jedna wąsiata jak Wujek Szyszka – powiedziało większe.
- A druga brodziata. – dodało mniejsze. – I osoba takie brzydkie na łapach miała.
- Buty ? – zapytała Alex. – To się nazywa „buty”.
- Miało brzydkie buty – powiedziało kocię.
Większe kocię ziewnęło i zwinęło się na piasku w kłębek.
- Zaprowadzcie je na kuter – powiedziałem – już dawno powinny spać.
Szpitalna kotka chwyciła w zęby śpiącego malucha, a drugi podreptał za nią.
- Zaraz, zaraz – zawołała Alex.- Dzieci nie mogą same zostać w łodzi !
- My mamy naradę – oświadczył Dexter.
- „My” to znaczy kto ? – syknęła Alex.
- My wszyscy – szybko sprostował Tetryk, bo zielone oczy rozjarzyły się jak dwie pochodnie.
Futro Alex wygładziło się .
- Chętnie posiedzę z dziećmi – odezwał się za naszymi plecami cichy, spokojny głos. Głos brzmiał ciepło i znajomo. Odwróciłem się i spojrzałem prosto w łagodne oczy starej kotki.
- Myślałem, że więcej....
Kotka uniosła kąciki warg w uśmiechu.
- Zaglądałem na pomost, i...
- Gdzie te dzieci ? – zapytała i zgrabnie wskoczyła na łódz. Maluchy poruszyły się niespokojnie.
Kotka usiadła obok i zmrużyła oczy.
- Kto ty jesteś – zapytało sennie większe kocię.
Kotka spojrzała na mnie i oblizała pręgowaną mordkę dziecka.
- Kocia babcia – powiedziała. – Śpijcie, opowiem wam bajkę.
- O ciotkach ?
- Nie znam waszych ciotek – odpowiedziała łagodnie kotka. – Ale opowiem wam o Latającym Dywanie...
Mniejsze z kociąt przeturlało się aż do jej łap. Nieduże fale z pluskiem rozbijały się o burtę kutra, z przystani wiatr przynosił zapach smołowanego drewna i wędzonych ryb. Gwiazdy nad naszymi głowami były wielkie i wisiały tak nisko, że prawie można było ich dotknąć.
Kotka spojrzała w górę.
- Bajka, bajka, bajka...- pisnęło kocię chwytając czubek swojego ogonka.
- Posłuchaj – uszy kotki poruszyły się delikatnie.
Kocię przysiadło na tylnych łapkach i nastawiło uszka .
- Mruczy – powiedziało.
- To Latający Dywan – zamruczała kotka. – Unosi się nad ziemią...Leci nad miastami, nad lasami....nad plażą...Szuka miejsca, gdzie mógłby zostawić chociaż jedno, małe, spragnione miłości serce...
- Niech tutaj zostawi – szepnęło kocię, a kotka polizała je po grzbiecie.
Bardzo byłem ciekaw historii o dywanie i samotnych sercach, słowa kotki obudziły we mnie dawno zapomniane wspomnienia – zapach matczynego futra, pazury Jedynki na moim uchu...pachnące sianem wrota stodoły.
- Philo - głos Dextera wyrwał mnie z zadumy.
- Muszę iść – powiedziałem do kotki.
- Ostatnio bywam tu częściej – powiedziała. – moja pani przychodzi tu z psem.
Brzegiem morza , powoli, szła kobieta prowadząc dużego, kudłatego psa, który lekko utykał na tylną łapę.
- Nie musisz się bać – powiedziała kotka, gdy trochę za szybko zeskoczyłem na ląd. – on lubi koty.
Na szczycie wydmy zaczynało się zebranie. Na samym początku Smarkacz sprawdził obecność i każdy odbił na piasku swój ślad.
Zapanowała chwila ciszy, w której słychać było tylko morze i wiatr popiskujący cienko
w porastających wydmę trawach.
- Ciotki z wąsami...niemożliwe – mruknął Dexter.
- Żaden problem dokleić wąsy – odezwał się milczący dotąd pies.
- W filmach sensacyjnych zawsze tak robią – dodał Smarkacz.
- Tak czy siak, trzeba to sprawdzić – powiedziałem.
Z łodzi zeskoczył nieduży, szary cień, w mroku błysnęły złociste oczy. Pomyślałem o dzieciach śpiących w zwojach lin i poczułem, że jestem zmęczony.
- Spróbuj je jutro wytropić – poleciłem psu.
Alex przeciągnęła się i ziewnęła.
- Skoro wszystko dobrze się skończyło, - mruknęła – możemy się przespać.
- Dziękuję za wszystko – szepnęła szpitalna kotka biegnąc w stronę kutra.
- Doprawdy, nie ma za co – rzekł Dexter takim tonem, jakby codziennie odnajdywał zaginione dzieci.
Wracaliśmy do domu powoli, rozkoszując się spokojem i ciepłem nocy. W oknach willi Dziadka było jeszcze ciemno, co oznaczało, że spotkanie u doktora Zygmunta jeszcze się nie zakończyło.
Ale nie zakończyła się również seria tajemniczych wypadków – w kącie ogrodu, tuż obok starej jabłoni, ktoś wykopał potężny dół, a na schodach prowadzących ku wejściowym drzwiom widniały ślady ubłoconych butów...

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!