» Sob sie 11, 2007 16:16
Opowiem Wam co się wydarzyło pewnego październikowego wieczoru. Nawet jeśli coś wskazywało na to co ma nastąpić to z Rózią przegapiłyśmy znaki. Ani długie rozmowy Dużego przez to małe coś przykładane do ucha nie były niczym dziwnym ani to ze w rozmowie Dużych padały słowa kot, kociak. My z Rózią byłyśmy już całkiem zadomowione. Duzi byli z nami już 8 miesięcy, mieszkanie było naszym królestwem w którym, znałyśmy każdy kąt. Więc nawet kiedy koło 10 wieczorem Duzi nagle chwycili kurtki i wybiegli z domu wszystko wydawało się być w porządku.
Wrócili po jakimś czasie i od progu było czuć jakiś dziwny zapach. Było w nim coś znajomego, coś co przywodziło na myśl czasy kiedy byłyśmy małe. Zapach kojarzący się z tym jak byłam chora ale i z dobrymi rękami innej Dużej. Zapach pełen wspomnień ale z dominującą nuta czegoś nowego, innego, niespodziewanego. Tajemnica zapachu szybko się rozwiązała. Duża rozpięła kurtkę i tak jak kiedyś ja, wyskoczyło z niej - łaciate, małe KOCIĄTKO!!