...
Wybaczcie, nawet pisać mi sie za bardzo nie chce. Zresztą, nie spałam dziś prawie wcale, bo Nituś szalała w nocy i koniecznie chciała gdzieś lecieć (tak do 30 min. mniej więcej miała napady szału). Teraz głodna siedzi, wpatruje się w klamkę, trochę się jeszcze zatacza, ale siusiu robi do kuwetki w ilościach hurtowych (no, po takiej kroplówie...)
Jana, bardzo było miło Cię poznać

.
Odwołuję trochę moje wczorjasze ględzenie na klinikę - musieli mieć nieźle zakręcony wieczór po prostu. Dziś dostałyśmy wszystkie papierki jak trzeba (no, może nie "jak trzeba" jest to, ze zaginęły naszy wyniki badań z poprzednich lecznic

, ale możliwe, że któryś z lekarzy je "zwinął" i odda po urlopie).
Z protokołu operacji wyczytałam, że jednak w jamie brzusznej był płyn, 50 ml (wczoraj mi tego pani doktor nie powiedziała) - czy to oznacza formę wysiękową (zmiany zniarninujące też są, i to poważne), czy jakąś pośrednią?
Nituś dostał kroplówę (trwała prawie dwie godziny, i to teraz tak codziennie...): nawodnienie, kotlet w płynie, coś na podniesienie temp., bo była wychłodzona, leki wątrobowe, zastrzyk przeciwbólowy (będziemy musiały robić co 6h, ja trochę umiem, ale tanita będzie musiała przejść ostrą szkołę, bo ja się jutro wyprowadzam z domu na jakiś czas do jej rodziców z Mrufką - żeby Nicia miała zapewniony spokój...). Za pięć dni wchodzą sterydy... Trochę się ich boję, nie pamiętam dokładnie, ale chyba rozwalają nerki, czy wątrobę... No ale pewnie tak trzeba.
Wyniki histopatologii i dr Jagielski po urlopie będą niestety dopiero za dwa tygodnie, do tego czasu kroplówy, leki wzmacniające i ewentualne kontrolne wizyty.
No i przez parę dni próba przekonania Nici, że nie jest Batmanem (słowa Jany, jakże prawdziwe) - że nie tylko nie bardzo ma siłę, ale też nie powinna skakać i robić gwałtownych zrywów. Na razie trzeba z nią siedzieć non stop. Niech będą dzięki za długi weekend - tanita ma wolne w poniedziałek, zajmie się nią, ja ją zwolnię we wtorek...
Aaaaaa...
Boję się.
Mruf na przemian podenerwowano-syczący i osowiało-smutny, staram się z nią jak najwięcej bawić, ale wtedy Nituś szaleje słysząc przez drzwi nasze zabawy. Echhh...