Donoszę, co u nas.
Koty miewają się jak pączki w maśle, a ich pani w chwilach irytacji nazywa je odpowiednio "ty spasione bydlę", "ty tchórzliwe bydlę" oraz "ty złośliwe bydlę". Zgadnijcie, które jest które
Tama - jak na babcię przystało - śpi dużo, najchętniej na moich kolanach. Rozleniwiona jest do granic możliwości, czasem mam wrażenie, że niedługo zacznie się odchudzać, bo nie będzie jej się chciało nawet do miski podejść. Ostatnio na noc kładzie się nie tyle obok mojej poduszki, co na poduszce, a jeśli leży tam już moja głowa, to nic, zawsze można położyć się pańci na twarzy
Mruczek - niekiedy podnoszę go tak dla ćwiczenia psychicznego (swojego i jego), żeby się przyzwyczajał, ze to nic strasznego. Są wyniki - ostatnio dał się załadować do transportera bez strat w ludziach. Do zwyczaju wylizywania mi czaszki i rąk dołożył drugi - podgryzania i drapania ich, kiedy jest głodny. Drań, doskonale wie, jak mnie skutecznie zwlec z łóżka.
Oswoił się na tyle, że moim przyjaciołom też czasem udaje się go pogłaskać. Po części opanował odruch panicznej ucieczki przed wyciągniętą ręką. Hasa po mieszkaniu aż miło, zaczepia Tamę, a ta mu daje po pysku. Ostatnio nadwyrężył sobie łapkę, prawdopodobnie skacząc. Trochę na nią kulał, ale nie było opuchlizny ani innych objawów złamania, więc skończyło się na zastrzykach przeciwbólowych u weta (chodzimy do gabinetu przy Wspólnej Drodze, btw.). Obecnie na łapę już nie kuleje i lata po domu jak wariat po staremu. Przy okazji wetka zobaczywszy jego kaprawe oczka, dała mu antybiotyk (Unidox ludzki), który kocina pożera wraz z saszetką Royal Canin Dla Wybrednych. Opowieści "jak podać kotu tabletkę" na szczęście nas nie dotyczą.
Komorebi - czy już pisałam, że postanowiłam ją zatrzymać na DS? Mogłabym się jej pozbyć bez żalu własnego, co prawda, ale zostawiłam ją sobie ze względu na Mruczka. Mru nie potrzebuje człowieczego towarzystwa do szczęścia, potrzebuje za to kotów. Tama trzyma go na dystans. Mru dzielnie usiłuje się zaprzyjaźnić, ale napotyka nieodmienny opór. Za to z Komorebi wielce się kochają, wylizują po pyszczkach, bawią, kotłują, śpią jak jedna kupa futra. Jakbym mu zabrała taką fajną siostrzyczkę, to chyba by depresji dostał. Wolę nie ryzykować.
Komorebi wesoła jak zawsze, wszędzie wlezie, wszystko obwącha, wszystkiego spróbuje i każdemu działa na nerwy. Ostatnio niemal udało jej się unicestwić telefon kolegi
Mała wykończyła opakowanie Hepatiale, po czym miała znów robione badania krwi. Poza płytkami i glukozą ciut za niskimi, wszystko było w normie. Wetka chce ją nadal karmić Hepatialem, a ja się zastanawiam, co dalej, bo do końca życia kot tego jeść nie będzie, a karmienie jej osobno specjalistyczną karmą to byłaby rewolucja w mojej kawalerce. Trochę jestem w kropce...
Formalne załatwienie adopcji Komorebi (książeczka zdrowia, umowa) ciągle wisi na mojej liście zadań... Może pod koniec tego miesiąca znajdę na to czas.
Pozdrawiamy całe forum!