» Śro wrz 04, 2013 20:03
Re: Opowieści Mopika
Dzis mokre rano podala zona (wczesniej wstaje, bo ma prace od 7.00 rano) i zapomniala, a po powrocie odruchowo sypnela suchego. No nic, jutro tez jest dzien - testowalem juz dolewanie wody i tak lyzka/dwie bez problemu sa tolerowane, przy 3-4 jest krecenie nosem i albo zje albo nie zje.
BTW - zemsta Mopika. Pochwalilem sie, ze zaaplikowalem mu tabletke, wiec pewnie kot poczul sie tym ponizony. Rewanz byl okrutny - podlal nam szafke w korytarzu (i stojace obok buty, na szczescie nieznacznie, raczej rozpryskiem niz trafieniem bezposredni) takim megasikiem. A ze wczesniej w kuwecie znalazlem baardzo konkretna bryle, to... no paranoja jest, bo ja sie ciesze, ze mi kto szcza poza kuweta... ale no wlasnie - dwa duze siki dziennie to sporo wiecej niz 1 sredni sik, ktory ostatnio byl standardem. Ergo - musi wiecej wody wchlaniac...
BTW: polecam wam taki preparat Urine-off. On sobie naprawde radzi z kocimi sikami i ich zapaszkiem. Tani moze nie jest (litrowa butla ok. 70 zl, trzylitrowa wychodzi sporo taniej za litr) ale tez wcale nie trzeba go wylewac duzo. Wycieramy siury do sucha (stosuje reczniki papierowe) na to polewamy tak z 50 ml max. plynu, rozprowadzam kawalkiem recznika papierowego po zasikanym terenie, zostawiam na minute/dwie zeby zareagowalo z resztkami moczu. Potem to wycieram (bo jednak sa tam tez jakies detergenty) szmatka maczana w wodzie (dodaje troszke octu). I mowcie co chcecie - nie capi nic, a nic.
Dziala tez na stare plamy, choc wtedy trzeba uzywc wiecej plynu i zostawic na dluzej. Pomoglo nawet na taki gruby dywanik, w ktore ten pomiot szatana kiedys solidnie nasiural i zadne prania i wietrzenia do konca nie wywabily zapachu. Tutaj zuzylem wprawdzie sporo plynu, zeby porzadnie nasaczyc dywan, ale... pomoglo. Po wypraniu nawet kot przestal sie w niego wwachiwac, czyli pewnie nic nie czuje.
PS. Nie jestem jego dystrybutorem, nikt z moich bliskich i znajomych tez. Po prostu dziele sie skuteczna metoda zwalczania tego dosc przykrego zapachu.
Co do Mopika, to wcina po sterydzie az mu sie uszy trzesa, pije srednio, ale cos tam pije. Dzis byl strasznie spiety jak wrocilem z pracy - niby sie nie chowal a byl sztywny, gdy go polozylem na lozku, to tak lezal. Wiecie co pomoglo? Podatnie tabletki. Tzn. kot naiczony doswiadczeniem oczekiwal, ze COS mu zrobie (zastrzyk?) po niedawnej wizycie u lekarza i nie mogl sie wyluzowac. Nawet czesanie do konca go nie przekonalo. A zaraz po podaniu tabletki, kot uznal, ze norma dreczenia wyczerpana na dzis, i wyraznie sie wyluzowal.
Dzis zreszta przyszedl z zalosnym miaukiem i - co u niego raczej rzadkie - dopraszal sie wziecia na reke. A potem - co jeszcze rzadsze - z 5-10 minut wtulal sie mi w piers, jak wtedy gdy byl malutkim kotkiem i tak spal, mruczac rozkosznie. No nie powiem, tez mi bylo blogo, choc musialem odlozyc na bok wazna robote. ALe takim prosbom sie nie odmawia...
Musze powiedziec, ze dzis mam jednak zupelnie inny nastroj niz wczoraj - jakos tak to bardziej optymistycznie wszystko widze.
PS. I zrozum tu kota - uwielbiana dotad spirulina, ktora traktowal jak smakolyk i zawsze patrzyl czy bedzie wiecej - dzis powachana, tracona nosem i wzgardzona z mina "no chyba zartujesz, to jest przeciez w ogole niejadalne". Nic to, wrzucilem mu do karmy, moze zje wraz z nia...

Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.