Solenie śniegu
nikomu nie żal moich butów, o kocich i psich łapach nawet nie wspominając
Cytuję za wykop.pl:
Sól na drogach - pustka w głowach
Na początek kilka pytań i odpowiedzi.
Jaka jest różnica między jeżdżeniem po śniegu, a jeżdżeniem po błocie pośniegowym.
-Raczej niewielka. I tak i tak jest niebezpiecznie.
Skąd na ulicach polskich miast tyle rozchlapanego błota pośniegowego, skoro termometry wskazują poniżej zera?
- To skutek posypywania dróg solą, która obniża temperaturę zamarzania wody.
Czy sól jest obojętna dla jezdni, chodników, opon, karoserii samochodów i naszych butów?
- Wprost przeciwnie.
Czy sól jest obojętna dla środowiska?
- Nie tylko nie jest obojętna, jest po prostu zabójcza. Wraz z wodą spływa do rzek i je zasala, a wcześniej zakwasza glebę i niszczy drzewa oraz trawniki. Po ubiegłej zimie tylko w Poznaniu z tego powodu uschło ponad tysiąc drzew.
Czy wszystkie kraje podobnie jak Polska stosują „solne” odśnieżanie, bo nie ma innego wyjścia?
- Nie. Nasi południowi sąsiedzi, Czesi i Słowacy unikają posypywania dróg solą. Nawet Skandynawowie, którzy mają o wiele cięższe zimy, zamiast uruchamiać solarki, zgarniają większą cześć śniegu, a ten który zostaje posypują żwirem lub piachem. Z tego powodu ich jezdnie wcale nie są bardziej niebezpieczne dla kierowców.
Dlaczego w Polsce używa się do odśnieżania soli, która nie dość, że nie rozwiązuje w stu procentach problemu, to stwarza długą listę nowych?
- Na usta ciśnie się jedna odpowiedź: z głupoty.
Czy jednak aby tylko o zwykłą ludzką głupotę tutaj chodzi? Chyba nie tylko. A jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze. Łatwo mi sobie wyobrazić, że sól drogowa jest po prostu tańsza od żwiru. Tak samo jak łatwo do mnie przemawia argument, że nie po to mamy w Polsce całe tabory solarek, żeby inwestować w inne pojazdy do odśnieżania. Podobnych powodów jest pewnie więcej. Tylko czy solenie naprawdę wychodzi taniej? Przecież trzeba doliczyć koszty na pokrycie szkód, jakie ten proceder ze sobą niesie. Te koszty ponosi już jednak całe społeczeństwo, a nie firmy, które podpisały kontrakty na odśnieżanie.
A kwoty o jakich mowa z pewnością nie są małe. Przecież za fatalny stan polskich dróg w znacznym stopniu odpowiada własnie solenie. Dziury w asfalcie to wynik nie tyle mrozu co tak zwanych „przejść przez zero” - chodzi o to, jak często woda na drodze (wypełniająca wszystkie szczeliny w asfalcie) zmienia się w lód i na odwrót. Tymczasem sól drogowa, topiąc śnieg przy temperaturach ujemnych, znacząco zwiększa liczbę „przejść przez zero”. Właśnie tak dziurawią się polskie drogi. Społeczne koszty degradacji środowiska naturalnego wskutek posypywania solą trudno wyliczyć, z pewnością jednak także są niemałe.
Jak widać używanie soli drogowej do odśnieżania przysparza nam wielu problemów i dodatkowych kosztów, a właściwie nic nie daje w zamian. Jeżdżenie w zimie po zasolonych „czarnych” drogach wcale nie jest takie bezpieczne, jak się może wydawać. Woda z roztopionego śniegu, przy gwałtownym spadku temperatury, szybko potrafi zamienić się w lód - nawet ta osolona. Ponadto, kierowcy widząc „czarną” szosę przestają mieć się na baczności.
Dlaczego od lat - jako społeczeństwo - nie jesteśmy w stanie zrozumieć tych kilku prostych zależności? Szczerze mówiąc - nie mam pojęcia.