» Śro sty 30, 2008 19:21
Tego dnia każdy, kto przychodził do domu w głębi parku musiał wysłuchać mojej historii i każdy – jeżeli mógł – dorzucał coś od siebie – coś co wiedział sam, albo gdzieś od kogoś zasłyszał.
Każdy przyglądał mi się z uśmiechem i prawie każdy starał się mnie dotknąć…a ja uparcie czekałem, aż zjawi się ta, od której odpłynąłem w nieznane na tratwie, albo ten, który na dobranoc opowiadał mi historie o podróżach do dalekich krajów.
Żadne z nich niestety nie pojawiło się, za to o zmierzchu przyszedł nasz dobry znajomy. Położył czapkę na krześle i zapytał, czy nauczyciel spodziewa się jeszcze jakichś gości…
- Jest w szpitalu – odrzekł nauczyciel, wiedział bowiem dobrze, kogo gość miał na myśli
Mężczyzna w mundurze wyraźnie posmutniał.
Długo rozmawiali ze sobą w nieznanym mi języku i cały czas podziwiałem jak mądry jest mój pan. Oczywiście nie chodziło mi tylko o książki, które ustawicznie czytał, ani o języki, którymi się posługiwał. Widziałem, jak odnosił się do ludzi, małych i dużych, i nawet do mnie – o którym wiedział tylko tyle, że jestem glinianym kotem wykonanym przez garncarza Krzyczkę…
Za oknem ściemniło się, zacząłem odczuwać ciepło i swędzenie w łapach, ale gość ani myślał ruszyć się z miejsca.
Co chwila spoglądał na zegar, i kiedy wskazówki pokazały północ dal za wygraną.
Wstał, położył na stole małą paczuszkę przewiązaną czerwoną wstążeczką i uścisnął rękę mojemu panu.
Nauczyciel objął go serdecznie, jeszcze przez chwilę spoglądali na siebie, aż wreszcie gość skierował się do drzwi.
Pomyślałem trochę egoistycznie, że była to najwyższa pora, bowiem byłem cały ścierpnięty , a koniuszek mojego ogona zaczął delikatnie poruszać się.
- Bądź zdrów – powiedział nauczyciel spoglądając w ślad za odchodzącym i zrozumiałem, ze człowiek w mundurze przyszedł pożegnać się.
Zrobiło mi się go przez chwilę żal, bo rozumiałam, że nie ma wpływu na swój los – podobnie jak ja kiedyś – mimo, że jest człowiekiem, nie glinianą figurką…
Nauczyciel już-już kierował się w stronę sypialni gdy ktoś zastukał do drzwi..
- Wejdź – powiedział nie odwracając się.
Jasnowłosa kobieta rozejrzała się po kuchni.
- Poszedł – powiedziała.
- Już nie przyjdzie – odparł nauczyciel. – Wyjechał.
Po twarzy jasnowłosej kobiety przemknął cień uśmiechu.
Nauczyciel spojrzał prosto w jej niebieskie oczy.
- I tak masz zamiar odrzucać każdego, który…
- Tak – powiedziała. – bo moje serce jest już takie. Jak u kota.
Skuliłem się głęboko we wnęce, ale nie spojrzała w moją stronę. Gdybym mógł wytłumaczyłbym jej, ze moje serce pomieściło tylu bliskich mi ludzi… i pomimo, że nie spotkałem więcej żadnego z nich byli w moim sercu ciągle obecni, tak, jakbym opuścił ich zaledwie poprzedniego dnia…
Ale jej serce należało do jednego człowieka, który - czego byłem pewien – dobrze o tym wiedział i dlatego tak rozpaczliwie próbował sprawić, by zrozumiała, że każdy, niezależnie od czasu i miejsca, w które zaniosło go życie tak samo kocha i tak samo cierpi…
Jasnowłosa kobieta pozostawiła za sobą smutek.
Nauczyciel westchnął ciężko i zgasił lampę.
CDN

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!