
Mama była najważniejsza i to jej miało smakować, i bardzo smakowało. Justynowi też smakowało, a mnie tak sobie.
To jest danie dla wielbiących szpinak, a oni oboje akurat wielbią, ja nie. Tego szpinaku było sporo. Mimo iż dobrze przyprawiony to ta nuta mdlącego, nienawistnego od dzieciństwa smaku, jakoś była dla mnie wyczuwalna. No ale to taki drobiazg w sumie.
Danie jest fajne, ładnie się prezentuje i jest proste do zrobienia.


Tylko trzeba je przestudzić bo wówczas lepiej się nie tyle kroi, co wyjmuje z formy. Ale to danie akurat nie musi wcale być ekstra gorące, to plus.
Bardzo dobrze się komponuje z fałszywym tzatziki, ja tak nazywam zimową wersję tzatziki i robię je odrobinę inaczej. Mianowicie dodaję miękkiej fety, polecam ten sposób.
No i tak to było. Teraz myslę nad obiadem głównym


Czas teraz obrabiać koteczki bo już łażą i czegoś żądają, nie jadły tydzień, tak na oko
