puszatek pisze:przeraża mnie ta cisza, przeraża mnie bezradność, przeraża mnie to, że nie daje się odnaleźć...
czasami wchodzę na wątek i nie wiem co napisać...
pracuję ostatnio prawie cały dzień bo moja zmienniczka też jest chora
czasami po 19 nie mam już siły iść gdziekolwiek a ona na pewno gdzieś czeka
dzisiaj była u mnie w kiosku pani z Mochnackiego, robiła zakupy ale nie miała żadnych wieści...
przepraszam, że o to pytam...może czegoś nie doczytałam...ale nie daje mi to spokoju...
skąd wzięło się przekonanie Delfinki, że Ogrynia nie żyje

Delfinka zajmuje się poszukiwaniem zaginionych zwierząt metodami niekonwencjonalnymi.
http://kocia-strefa.pl/pl/zwierzak-zaginal.html. Opisuje tę usługę na stronie swojego sklepu internetowego.
No i tymi metodami ustaliła, że Ogrynia nie żyje. I to dość szybko. Z drugiej jednak strony mówi, abym kotki szukała. Mimo, że AnielkaG twierdzi, że Delfinka nigdy się w tych sprawach nie myli.
Dlatego poszłam do jasnowidza, który najpierw w odpowiedzi na moje pytanie, czy można się do niego zgłosić w sprawie zaginionego zwierzęcia, napisał mi, cytuję:
"Można jak najbardziej z tym ,że gwarancji powodzenia nie ma. Traktować to można jako szansę więcej. Czasami udaje się odnaleźć czasami nie."Poszłam więc do niego jak pamiętacie, bez żadnej mojej sugestii wskazał miejsce gdzie kotka jest, (to było dzień po tym jak miałam telefon z Dantyszka) czyli tak jakby trafił, wtedy powiedział, że kotka żyje, gdy zadzwoniłam w ostatni czwartek powiedział, że nic się nie zmieniło od czasu gdy u niego byłam. Kotka żyje. Jest żywo zainteresowany tym, czy ją znajdziemy.
Ja nie przyjmuję do wiadomości tego, że ona nie żyje, no bo niby dlaczego miałaby nagle nie żyć w dwa czy trzy tygodnie po zaginięciu? Dopóki nie znajdą się jej zwłoki, albo nie upłynie kilka lat nie uwierzę w to, że nie żyje.
Zgadzam się z
mziel52, bo znam Ogrynię, łapana była w najbrutalniejszy ze wszystkich sposobów, podbierakiem. I to kilka razy, bo nam uciekała. I ja niestety uczestniczyłam w tej łapance, ale byłam pełna wiary, że wynagrodzę jej to cierpienie, bo kocham tę kocinę nad życie moje, że gdy trafi do mnie do domu, to szybko odzyska spokój i znowu mi zaufa.
Gdybym przewidziała, jak lekkomyślnie postąpi Delfinka, wypuszczając kotkę w takim stresie i panice luzem do piwnicy z oknem, moim zdaniem kiepsko zabezpieczonym, nigdy, przenigdy bym do tej akcji nie dopuściła. A teraz mam to co mam

puszatek pisze:może masz rację ale człowiek czasami patrzy na to z punktu... człowieka
my uważamy, że czeka a może faktycznie ona gdzieś się osadziła i wcale nie pragnie aby ją znaleziono
Ona nie może żyć dalej na ulicy, ona sobie od pewnego czasu na tej ulicy kompletnie nie radziła, zwłaszcza gdy koty straciły ogród, w którym się rodziły i mieszkały. Dlatego zawsze miałam taki plan, że gdy tylko to będzie możliwe, zabiorę ją do domu. Ba, ja nawet o tym marzyłam przez długie lata, mimo że ja w ogóle nie powinnam mieć zwierząt w domu. Drżę na myśl o tym, że moja 90-letnia mama któregoś dnia otworzy drzwi na klatkę schodową i moje koty pouciekają. I że one mi także zaginą. Mama jest uparta, proszę ją aby gdy wychodzi z domu (bo czasem gdzieś wychodzi, gdy się lepiej czuje) zamykała koty w pokoju. Nie robi tego, twierdzi "ja będę uważała".....

A nie ma już ani refleksu ani szybkości działania.
Zaginięcie Ogryni jest dla mnie jedną z najtragiczniejszych rzeczy jakie mi się mogły przydarzyć.
Zawsze mówiłam, że najgorsze byłoby dla mnie zaginięcie zwierzęcia. A zwierzęta towarzyszą mi przez prawie 50 lat życia.