Oddam Kałasznikowa. Koty i psy Patmola - kolejny wątek :)

blaski i cienie życia z kotem

Moderator: Estraven

Post » Sob paź 29, 2016 11:22 Re: Oddam Kałasznikowa.

Alienor pisze:
Obrazek

Na tym zdjęciu ma wyraz pyszka pt. "zabiję twoją matkę babkę dziadka a potem spalę twój dom" - Kałasznikow jak nic :mrgreen:


To zdjęcie idealnie nadaje się na tabliczkę z serii: "Ja tu pilnuję". 8)

Koniczynka47

 
Posty: 2746
Od: Wto lut 23, 2016 9:21

Post » Sob paź 29, 2016 20:42 Re: Oddam Kałasznikowa.

Nie było mnie i nie wiem, kiedy znów powrócę (mnie też coś złapało, chyba zatoki w tym wszystkim również), więc z zaległościami ;)

Koniczynka47 pisze:Jak zostanie mi jakaś nadwyżka chętnych to chętnie się z każdym podzielę. :)

Bardzo dziękuję, przyda się jak nic :D

Koniczynka47 pisze:Umowę spisałam, ale nie jakąś rozbudowaną, ot, jednostronicowa :wink: bo kot zachipowany. Resztę regulują stosowne ustawy.

Lubię robić dłuższe umowy ;)
Chociaż widmo inwigilacji mnie też by niepokoiło. Kwestia dogadania się obu stron.

Koniczynka47 pisze:Poza tym, gdyby osoba tworząca te paragrafy miała choć jakiekolwiek pojęcie o szkoleniu to wiedziałaby, że halter jest niezwykle przykry a i czasem wręcz niebezpieczny dla psa oraz, że czasem może okazać się konieczne użycie ww "zabronionego" sprzętu typu kolczatka - podobnie jak i innej awersji do szkolenia, a wtedy punkt umowy złamany (jakby się podczepić to i psa odebrać można). A jak się odbierze to jeszcze pokaźne kary finansowe (chyba tysiak) oraz obowiązek łożenia na psa (ok 300zł m-cznie) do czasu znalezienia nowego ds. Czyli jeśli ów pies nie znajdzie domu przez rok to będzie to kosztowało 3600zł plus tysiak czyli prawie pięć tysięcy.

8O Takiej umowy też bym nie podpisała 8O
Z moich obecnych obserwacji wychodzi na to, że przede wszystkim moje ogłoszenia mają za dużo treści. Technik u mojej wet powiedziała (gdzie też zostawiłam ogłoszenie), że ludzie tam wpadają, czytają te krótkie a długie omijają. Może coś w tym jest. Ja lubię długie opisy (przynajmniej na ten moment), ale chyba znów jestem w mniejszości. Czas skrócić.
Wymagania proste:
- podpisanie umowy
- wykastrowanie kota w przyszłości (bo teraz jest za młody)
- wizyta przedadopcyjna
- dom niewychodzący
- zabezpieczone okna i balkon
Ale może jak są tak po kolei, to też odstrasza?

Koniczynka47 pisze:Wiele fundacji pobiera opłaty adopcyjne, niektóre całkiem spore.
Mnie trochę razi płatna adopcja, wolę nazywać rzeczy po imieniu i określać mianem sprzedaży.

Ja z pomocą jednej osoby skonstruowałam taką umowę, która nie przenosi własności ze mnie na inną osobę, dzięki czemu ewentualne odebranie (np. jak było z Amisiem w schronisku) nie będzie takie trudne 8) Umowa jest długa, ale to nie ona przeraża, tylko wszystko wcześniej (długie ogłoszenie, wymogi).

Patmol pisze:I napary można pić -według tego co dolega, czy raczej katar czy gardło boli. Na bolące gardło najlepiej rozgryzać goździki -kilka/kilkanaście . Dużo skuteczniejsze niż wszelkie tabletki na gardło.
Można sie tez poratować nalewką na imbirze, cynamonie , goździkach.
Herbatka malinowa tez dobra.

Babka zwyczajna http://www.ziolowyzakatek.sklep.pl/babk ... atury.html dobra na górne drogi oddechowe.

Zaskakujące się dla mnie niektóre opisy roślin leczniczych, które czasem wstawiasz. Nie upieram się, że wiem lepiej, ale czytywałam to i owo i nie zawsze informacje się pokrywają, a ponadto próbowałam niektórych rozwiązań i z żalem stwierdzam, iż niewiele jest roślin leczniczych mogących się równać ze środkamami chemicznymi. Nie chcę nikogo zniechęcać, nic z tych rzeczy. Po prostu kiedyś sama podchodziłam do tematu ziół entuzjastycznie i im częściej próbuję je stosować, tym więcej doznaję zawodu. Bardzo mało jest bardzo silnych (np. naparstnica purpurowa), trochę więcej silnych (np. czosnek niedźwiedzi) oraz całe mnóstwo niezbyt silnych. Teoretycznie najwięcej efektów rośliny lecznicze dają przy długofalowym przyjmowaniu. I być może jeśli codziennie pije się 2-3 różne napary, to organizm dostatecznie się wzmacnia i oczyszcza, aby to drogocenne działanie zostało uwidocznione i aby łatwiej zwalczać infekcje. Natomiast jeżeli ktoś ze standardową odpornością, przy standardowej diecie nie pija w ogóle ziół, to liczenie, że przy infekcji mu pomogą, jest nieco zgubne. W każdym razie moje doświadczenia na to wskazują.

Patmol pisze:stomachari - Jest coś ciekawego do poczytania o zaburzeniach IS u dorosłych -w sensie może samemu coś można poradzić na takie drobne zaburzenia? 8)

Muszę spróbować się dokopać do źródeł i postaram się coś podpowiedzieć :)
Chociaż w niektórych wypadkach to kwestia intuicji.

Koniczynka47 pisze:Ja u siebie psu włożyłam materac w worki foliowe i na to dopiero pokrowiec.

Może pies inaczej odczuwa, ale był moment, kiedy spałam na materacu owiniętym folią w trakcie remontu. Okropne. Ta część ciała, która leżała na materacu zagrzewała się, a po zmianie pozycji była narażona na wystygnięcie. Nieprzyjemne.

Patmol pisze:Zaczęłam czytać o zbieraczach. Bardzo ciekawe informacje są na stronach anglojęzycznych. Oni tam ładnie piszą, ze hoarders /zbieracze mają tylko zaburzenia po prostu w postrzeganiu świata 8) I albo się zbiera coraz więcej, albo się wyrzuca.

Pojęcie zbieracza zwierząt jest wciąż dyskusyjne a sfera niezbadana. O ile wiem jedna z teorii zakłada, iż to zachowanie jest z pogranicza zaburzeń i nałogu. Ale to tak tylko rzucam :)

Patmol pisze:Oduczam Caillou żebrania przy stole. Sama ją tego zebrania nauczyłam.
Wczoraj jedliśmy z Młodym pizze z żółtym serem. Caillou zrobiła wszystkie mozliwe miny i przybrała wszystkie mozliwe pozycje. Ale się nie złamałam. Miny robi niesamowite.
Bardzo to jest trudne. :oops: uwielbiam ją dokarmiać przy jedzeniu.Mam to w odruchu. :roll:

Moja piesa jest u mnie od ok. 3,5 roku. Nigdy nie dokarmiałam przy stole. A mimo to się nie oduczyła. Daj znać, co u Ciebie zda egzamin, może i u mnie się sprawdzi ;)
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10972
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Nie paź 30, 2016 7:21 Re: Oddam Kałasznikowa.

Stomachari pisze:Lubię robić dłuższe umowy ;)
Chociaż widmo inwigilacji mnie też by niepokoiło. Kwestia dogadania się obu stron.
Ja z pomocą jednej osoby skonstruowałam taką umowę, która nie przenosi własności ze mnie na inną osobę, dzięki czemu ewentualne odebranie (np. jak było z Amisiem w schronisku) nie będzie takie trudne 8) Umowa jest długa, ale to nie ona przeraża, tylko wszystko wcześniej (długie ogłoszenie, wymogi).


No ja bym takiej umowy nie podpisała. Wszystkie moje zwierzęta stanowią prawnie moją własność oraz generują wynikające z tego prawa i obowiązki.

Jak mniemam stworzyłaś coś na kształt umowy użyczenia kota.
Wspomnij te historie, które mi opowiedziałaś o znajomej i fundacjach, a najlepiej zapytaj się jej czy by coś takiego podpisała. :wink:
Nie sztuka stworzyć mega rozbudowaną umowę, sztuka by ją ktoś podpisał. Ktoś sensowny, kto nie potraktuje zwierzęcia jako przedmiotu użyczenia i nie zwróci przy pierwszej niewygodzie, tylko powalczy.



Stomachari pisze:Może pies inaczej odczuwa, ale był moment, kiedy spałam na materacu owiniętym folią w trakcie remontu. Okropne. Ta część ciała, która leżała na materacu zagrzewała się, a po zmianie pozycji była narażona na wystygnięcie. Nieprzyjemne.


U mnie psie legowisko składa się z dwóch części: materac i pokrowiec.
Materac został wsadzony w worek na odpady metalowe (czyli mocniejszy), na to koc i dopiero pokrowiec. Zapewniam,, że nic nie czuć bo na folii jest jeszcze gruba warstwa materiału. Wszystko, poza materacem, mogę wsadzić do pralki.

Koniczynka47

 
Posty: 2746
Od: Wto lut 23, 2016 9:21

Post » Pon paź 31, 2016 7:55 Re: Oddam Kałasznikowa.

Stomachari pisze:Zaskakujące się dla mnie niektóre opisy roślin leczniczych, które czasem wstawiasz. Nie upieram się, że wiem lepiej, ale czytywałam to i owo i nie zawsze informacje się pokrywają, a ponadto próbowałam niektórych rozwiązań i z żalem stwierdzam, iż niewiele jest roślin leczniczych mogących się równać ze środkamami chemicznymi. Nie chcę nikogo zniechęcać, nic z tych rzeczy. Po prostu kiedyś sama podchodziłam do tematu ziół entuzjastycznie i im częściej próbuję je stosować, tym więcej doznaję zawodu. Bardzo mało jest bardzo silnych (np. naparstnica purpurowa), trochę więcej silnych (np. czosnek niedźwiedzi) oraz całe mnóstwo niezbyt silnych. Teoretycznie najwięcej efektów rośliny lecznicze dają przy długofalowym przyjmowaniu. I być może jeśli codziennie pije się 2-3 różne napary, to organizm dostatecznie się wzmacnia i oczyszcza, aby to drogocenne działanie zostało uwidocznione i aby łatwiej zwalczać infekcje. Natomiast jeżeli ktoś ze standardową odpornością, przy standardowej diecie nie pija w ogóle ziół, to liczenie, że przy infekcji mu pomogą, jest nieco zgubne. W każdym razie moje doświadczenia na to wskazują.


Nie chciałabym wygłaszać jakiejś wielkiej pochwały ziól. Najlepiej jak każdy zostanie przy swoim zdaniu. Mnie środki chemiczne/tabletki przerażają , a akurat to co w ziołach traktujesz jako wadę, jest dla mnie zaletą.
Większość ziół działa długofalowo i tak bardziej całościowo na organizm, nie punktowo jak tabletki. I przy okazji zioła są smaczne i delikatne. Przeważnie te niesmaczne/ wstrętne/ lub migdałowe zioła są mocne, jak wrotycz czy glistnik, i trudno ich dużo wypić.
Zioła w większości działają delikatnie, bez wstrząsów.

Dla mnie srodki chemiczne/typowe leki w tabletkach są za silne.Jak boli mnie trochę głowa pomaga mi kozłek/melisa/ smaczne zioła ,-wtedy ten ból głowy tak delikatnie zanika, jak bardzo strasznie mnie boli -glistnik. Wtedy jest szybkie działanie. Ale glistnik jest wstrętny i szkodzi na wątrobę w nadmiarze.

Kiedyś, gdy nie znałam ziół kupowałam sobie syropek dla niemowlaków taki przeciwbólowy - i w przypadku bólu głowy brałam łyżeczkę. Tabletki przeciwbólowe dla dorosłych są dla mnie za silne. Cos dziwnego mi sie po nich dzieje, tak jakby mnie ktoś ogłuszył. Boję się je brać.

Dla mnie zioła były wielkim odkryciem, dlatego może za dużo o nich pisze 8) Są dostępne na spacerach/ na włóczęgach po górach. Są piękne.

Gdy byłam dzieckiem ciągle mama karmiła mnie jakimiś lekami. Trudno mi powiedzieć czy naprawdę byłam taka chorowita ( od jesieni do wiosny miałam katar, kaszel i objawy grypowe), czy moja mama była taką wielbicielka leków i lekarzy/specjalistów. W każdym razie chorowałam też na taką jedna poważną chorobę przewlekłą/niewyleczalną (miałam charakterystyka objawy, i badania krwi i wiele innych badań potwierdzających) i brałam silne leki kilkanaście lat.
Jak wyprowadziłam się z domu, pojechałam na studia do miejscowości ponad 200 km od domu i rzadko przyjeżdżałam , od razu wszystkie leki odstawiłam, zmieniłam radykalnie dietę 8) te najsilniejsze odstawiałam z rok.
Jak odstawiłam leki objawy też zaniknęły. Mama mnie straszyła (i lekarz prowadzący też), że to na pewno wróci i będzie dużo gorzej, ale urodziłam dwoje dzieci, minęło naprawie dużo lat -Młoda ma prawie 20 lat, i nie wróciło. 8)

Wczoraj byłam w teatrze na Krzywickiej Krwi http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/218281.html. Bardzo ciekawe, ale szaleńczo przygnębiające. I tak coś ostatnio nie mogę ani spać ani jeśc 8) więc nie wiem czy to była dla mnie dobra sztuka.

Stomachari pisze:Moja piesa jest u mnie od ok. 3,5 roku. Nigdy nie dokarmiałam przy stole. A mimo to się nie oduczyła. Daj znać, co u Ciebie zda egzamin, może i u mnie się sprawdzi ;)


Moja piesa nie jest łakoma. Nie weźmie od obcego jedzenia, nawet smacznego podetkanego pod nos. Ludzie :roll: często jej coś podtykają , nawet jak proszę żeby jej nie dawali. Ona tak fajnie wtedy powącha to co jej podtykają z zainteresowaniem i machaniem ogonem, a potem odwraca głowę w druga stronę. Wygląda jakby była tak szkolona, żeby nie wziąć. I tak to jest zawsze odbierane. Że ja jej nie pozwalam.

Przy stole dokarmiam ją od 5 lat -głównie ja 8) bo uwielbiam z nią jeśc. Jedzenie jest trudne, a jak się je z psem to jest łatwiej.
Ostatnio prawie codziennie robię pizza , bo Młody pizze zje, a można mąkę pszenną zmieszać z jaglaną i tez przejdzie w pizzy. Rożne rzeczy przejdą. I już 4 razy nie wołałam Caillou do stołu. I nie dawałam jej pizzy jak podeszła.
Trzy pierwsze razy robiła miny i potrącała mnie łapą i w ogóle kombinowała. Ale 4 raz -to się tylko położyła przy nogach i przysnęła.

Patmol

Avatar użytkownika
 
Posty: 29214
Od: Śro gru 30, 2009 14:03
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Pon paź 31, 2016 13:51 Re: Oddam Kałasznikowa.

Koniczynka47 pisze:No ja bym takiej umowy nie podpisała. Wszystkie moje zwierzęta stanowią prawnie moją własność oraz generują wynikające z tego prawa i obowiązki.

Jak mniemam stworzyłaś coś na kształt umowy użyczenia kota.
Wspomnij te historie, które mi opowiedziałaś o znajomej i fundacjach, a najlepiej zapytaj się jej czy by coś takiego podpisała. :wink:

Kiedy przeczytałam poprawki wprowadzone przez inną osobę, gdzie w zasadzie zniknął jeden czy dwa zwroty, to nawet nie wiedziałam, że ta nowa wersja nie przenosi własności. Nie zauważyłam tego w ogóle i prawdopodobnie przeciętna osoba też tego nie zauważy.
Dawniej też mi się coś takiego nie podobało, bo patrzyłam na to od drugiej strony: chcę kota, o którego się zatroszczę, więc chcę, żeby był moją własnością. Ale po doświadczeniach z Amisiem, kiedy nie mogłam odebrać zwierzaka ze schroniska, bo zabrakło jednego paragrafu w umowie, diametralnie zmieniłam podejście.
Różnica między mną a fundacją jest taka, że ja nikogo nie inwigiluję ;) Jasne, że nie wiesz tego przed podpisaniem umowy. Ale w fundacji pracuje kilka osób i każda inaczej interpretuje to samo zdarzenie, ja jestem jedna. Jak się mnie pozna (a pani, która wzięła Alisia, skorzystała z tej okazji), a jestem osobą do bólu szczerą (często obraca się to przeciwko mnie), to można bez trudu zrozumieć, że nikomu w gary nie zamierzam zaglądać.

Koniczynka47 pisze:Nie sztuka stworzyć mega rozbudowaną umowę, sztuka by ją ktoś podpisał.

No właśnie ani pan od Amisia, ani pani od Alisia, nie mieli nic przeciwko tak rozbudowanej umowie. To nie ona jest problemem.
Muszą się dogadać obie strony. Gdyby ktoś rozsądny poprosił o zredagowanie umowy, bo chce aby kot stał się jego własnością, a miałabym okazję poznać tę osobę i przekonać się, że ma dobre zamiary, to myślę, że wprowadziłabym zmiany, które satysfakcjonowałyby obie strony. Czemu nie. Lubię jednak mieć furtkę wobec osób, które kota traktują na zasadzie bezproblemowego zwierzaka "bo 3 koty znajomej tak robią to i mój będzie" (nie cytat, chociaż niewiele brakuje) i nie chcą uwierzyć mi na słowo, że ten jest trochę inny. I znów: mimo to nie wydzwaniam do pani od Alisia, rozmawiałyśmy kilka razy po adopcji, zaproponowała że jak będę w Sochaczewie to mogę wpaść z wizytą i chociaż bardzo chcę kota zobaczyć, to nie wpycham się na siłę. Umowa ma być "na wszelki wypadek" (jak okazało się, że przy Amisiu byłoby wskazane) gdyby wydarzyło się coś strasznego, a nie jako narzędzie do prowadzenia (pozornej) kontroli.
Reasumując. Gdybyśmy się spotkały (nawet nie znając wcześniej na forum) i dowiedziałabym się, jak o swoje zwierzaki dbasz, jaką mają opiekę oraz że traktujesz ich los bardzo poważnie i w razie choroby zajmiesz się nimi tak jak ja albo lepiej, ale nie odpowiada Ci brak przeniesienia własności w umowie, i jest to jedyna przeszkoda, to pomimo ewentualnych wątpliwości pewnie bym dopisała te 1-2 wykreślone zwroty i byłaby sprawa zamknięta. Z kolei Ty miałabyś okazję zobaczyć (przynajmniej mam taką nadzieję), że nie jestem nawiedzona i moja rozbudowana i asekuracyjna umowa służy jedynie temu, abym w razie nieprzewidzianych zdarzeń (np. wypadek drogowy Twój i męża, jesteście w szpitalu i kotem miałby się zająć krewny, który nie ma o tym pojęcia) mogła się zatroszczyć o swojego podopiecznego. I że o nic złego mi nie chodzi :)

Patmol pisze:I przy okazji zioła są smaczne i delikatne.

Delikatne - tak (poza wyjątkami). Smaczne - nie z mojego punktu widzenia ;) Piłam swego czasu pokrzywę, pyszna nie była ale nie najgorsza. Miałam pić tymianek, nie byłam w stanie, ochydny. Piłam jasnotę białą, prawie bez smaku czyli smaczna ;) Spróbowalam melisy, też bez fajerwerków.

Patmol pisze:Dla mnie srodki chemiczne/typowe leki w tabletkach są za silne.

Rozumiem. Ja mam odwrotnie. Na codzień prawie nic się nie dzieje, nic mi nie jest, ale jeśli już mnie boli głowa, to albo przeczekam, albo tabletka, innych wyjść nie ma. Z tym że ja biorę Apap, czyli dość słaby lek. Nie mniej już nie zioła.
Jak mam skórcze mięśni gładkich, to mogę zapomnieć o ziołach i słabych tabletkach. No-Spa Max, słabszej nie biorę. Leki ziołowe potrafiły nawet niekiedy pogorszyć sprawę (a brałam te spazmolityczne, nie byle jakie).

Patmol pisze:Tabletki przeciwbólowe dla dorosłych są dla mnie za silne. Boję się je brać.

Słusznie robisz - jak są za silne, to nie bierz :) Jak zioła pomagają to wspaniale. Na pewno zrobią mniej krzywdy.

Patmol pisze:Dla mnie zioła były wielkim odkryciem, dlatego może za dużo o nich pisze 8)

Za dużo może nie, ale jako osoba z przygaszonym entuzjazmem i innymi doświadczeniami dziwię się zachwytom ;)
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10972
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Pon paź 31, 2016 14:51 Re: Oddam Kałasznikowa.

Dla mnie wiele ziół jest bardzo smacznych, np pokrzywa, kozłek lekarski, melisa, widłak czy gęsie ziele.
Każdy napar ma całkiem inny, taki typowy dla siebie smak W jasnocie są pyszne świeże kwiatki , sama jasnota/ziele ma taki stęchły smak -ale w cieście naleśnikowym jest smaczna.

Przy skurczach zamiast no-spy używam ziela angielskiego -tylko trzeba rozgryźć, nie jest smaczne. A jak bardziej boli to glistnik. W przypadku glistnika - nie robi się naparu, ale gotuje chwilę na małym bardzo ogniu pod przykryciem i na chwile odstawia.

Patmol

Avatar użytkownika
 
Posty: 29214
Od: Śro gru 30, 2009 14:03
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Pon paź 31, 2016 16:13 Re: Oddam Kałasznikowa.

Ja mam łakome zwierzaki.
Zawsze żywo zainteresowane tym, co ktoś konsumuje.
Ma to swoje wady i zalety. Pasibrzuchy z reguły łatwiej szkolić.
Ostatnio nowe kociambry zostały wzięte "na salony" w trakcie wizyty gości i nakarmione kawałeczkami smażonej wątróbki celem pokazania, że obcy ludzie są fajni i warto do nich podchodzić. "Obcy ludzie" zaś mają rozpuścić wici o fajnych kotach do wzięcia. Ale tylko wśród fajnych ludzi. :wink:
W ogóle to te fajne burasy, powoli nabierają masy i pewności siebie.
Ale mój czarnuch nadal jest za ich eksterminacją.
Kurczę, a ja tak chciałabym mieć białego persika. Teraz widzę, że szans na to nie ma. Było nie brać czarnego mutanta :roll:
Ja z ziół korzystam rzadko, choć niektóre mam stale typu: pokrzywa, skrzyp, rumianek, borówka czernica, kwiatostan lipy i parę innych.
Niestety więcej razy sięgam po farmaceutyki. Z wygody zapewne.

Stomachari - ja mam prostą zasadę:
albo komuś ufam i powierzę zwierzę,
albo nie (niezależnie od chęci tej osoby do podpisania Bógwieczego), nie zaryzykuję.
Przy czym zdaję się na tzw. intuicję oraz zdrowy rozsądek albowiem nigdy się nie prześwietli w 100% nikogo (nawet o samych sobie wiemy tylko tyle, na ile nas sprawdzono).


I chociaż znana jest zasada: Ius civile vigilantibus scriptum est - Nec stultis solere succurri to jednak wolę: Non omne quod licet honestum est
Szukanie odpowiednich domów dla kotów i tak jest trudne.
Lepiej by nie utarło się, wśród ludzi, że przed daniem domu zwierzęciu powinni udać się po poradę do prawnika albowiem umowa została tak sprytnie spreparowana, iż nierówno traktuje prawa i obowiązku obu stron.
Bo wtedy naprawdę będą woleli sobie jakiegoś zwierzaka uratować z allegro za kilkaset złotych.

Gdyby mi ta córka po zmarłym stawiała nie wiadomo jakie treści umowy to powiedziałabym, żeby robiła z tą menażerią co jej się żywnie podoba.
Naprawdę stać mnie by sobie każde z osobna z tych zwierząt kupić, nie tylko utrzymać. :)
Albowiem np do dnia dzisiejszego kosztowała mnie ona ok 5 tys złotych (jedzenie, wet oraz przystosowanie miejsca). O czasie poświęconym tym zwierzętom nie wspomnę. Ani o tym, żem gadziny polubiła. I moja rodzina.
Nie wyobrażam sobie nawet sytuacji w której ta kobieta by sobie teraz przyszła i zażądała zwrotu zwierząt bo umowa zawiera kruczki prawne o których by mi nie wspomniała przy podpisywaniu. 8O


Tymczasem umowę sporządzałam ja sama. Prostą, krótką na mocy której zwierzaki są moje, a Pani ani ich odebrać nie może, ani ja nie mogę zwrócić w przypadku ich wad.

Koniczynka47

 
Posty: 2746
Od: Wto lut 23, 2016 9:21

Post » Pon paź 31, 2016 23:40 Re: Oddam Kałasznikowa.

Koniczynko znów nadinterpretujesz moje słowa.
Koniczynka47 pisze:Lepiej by nie utarło się, wśród ludzi, że przed daniem domu zwierzęciu powinni udać się po poradę do prawnika albowiem umowa została tak sprytnie spreparowana, iż nierówno traktuje prawa i obowiązku obu stron.

Jeśli moja umowa nierówno traktuje kogokolwiek, to tylko na moją niekorzyść, naprawdę.

Przy mojej starej umowie, będącej kompilacją kilku przykładów umów z forum, nie byłam w stanie wyciągnąć Amisia ze schroniska. Nowa ma taki punkt, który takie prawo mi daje. Po to jest długa. Bo z moich doświadczeń oraz z historii z forum mogę podzielić ludzi na 3 grupy:
1) nie chcą podpisać ŻADNEJ umowy, niezależnie od tego, jak ona jest krótka. Nie chcą żadnych zobowiązań. Takim nie ufam, choć pewnie część z nich jest po złych doświadczeniach z fundacjami i sparzyli się na umowach, pomimo iż dobrze traktują zwierzęta. Nie mniej nie ufam. Jak na razie tacy do mnie nie dzwonili po kota.
2) podpisują umowę ale i tak wiedzą swoje. Jest im wszystko jedno, co tam jest napisane, bo robią po swojemu. Stanowią większość. Dzielę ich na:
a) w razie kłopotów oddają zwierzaka do domu tymczasowego który go wydał lub grożą oddaniem do schroniska. Przed takimi Twoja umowa zwierzęcia nie ochroni. "Albo bierzesz, albo schron/ulica". I możesz mówić, że nie wywiązali się, że są odpowiedzialni bo to ich własność, a oni i tak nie chcą już tego kota/psa. I co zrobisz? Trudno, niech trafi do schroniska? Ja bym wzięła ze względu na zwierzę. Paragrafy i tak na nic się nie zdadzą. Osoba bezkarna, umysłowo ograniczona, która chce zwierzę idealne. Nie skażę kota na schronisko w imię zasad a w sądzie i tak niczego nie wygram.
b) pomimo porad chcą sprawdzić, czy przypadkiem nie jestem w błędzie. Dają karmę, którą odradzam, bo kot sąsiadów/znajomych taką je, więc może ten też będzie mógł jeść, nie przysyłają zdjęć bo im nie po drodze, chociaż mówiłam, że chciałabym dostać, i inne tego typu kwiatki. Fundacje i część DT z forum takim osobom kota odbiera. Ja nie. Bo wiem, że większość przeciętnych ludzi tak robi, co wcale nie znaczy, że źle się zajmują. Nie mam co liczyć na idealne domki jak z bajki, zresztą one i tak niekiedy okazują się być gorsze, niż te zwykłe. Najczęściej takim osobom jestem w stanie zaufać. Bo są po prostu zwyczajne, ani idealne, ani okropne.
3) wnikliwie czytają umowę i zgłaszają zastrzeżenia. Myślę, że Ty byś miała zastrzeżenia do mojej umowy, a jestem przekonana, że zajęłabyś się kotem świetnie. Siłą rzeczy zaufałabym.

Dlatego moja umowa nie kłóci się z tym:
Koniczynka47 pisze:albo komuś ufam i powierzę zwierzę,
albo nie (niezależnie od chęci tej osoby do podpisania Bógwieczego), nie zaryzykuję.
Przy czym zdaję się na tzw. intuicję oraz zdrowy rozsądek albowiem nigdy się nie prześwietli w 100% nikogo

Podkreślam, moja umowa ma być NA WSZELKI WYPADEK i jest tak skonstruowana, aby wszystkie sprawy były jasne nie tylko dla mnie i dla osoby podpisującej, ale również dla pana policjanta który nie zezwala na zabranie przeze mnie kota ze schroniska, czy dalszych krewnych, którzy nie wiedzą, czy mi oddać kota po wypadku osoby podpisującej czy raczej zostawiać zamkniętego w domu i dokarmiać raz na 2 dni przez kolejne kilka tygodni. To ma być narzędzie do lepszego zadbania o kota, nie do inwigilacji.
Podpisać każdy może, bo potem i tak jest bezkarny. Toteż nie tyle gotowość do zawarcia takiej umowy jest dla mnie świadectwem wiarygodności, ile poznanie kogoś. A paragrafy są na wszelki wypadek, również ten niezależny od dobrej czy złej woli osoby podpisującej.
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10972
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Wto lis 01, 2016 9:49 Re: Oddam Kałasznikowa.

Stomachari pisze:Przy mojej starej umowie, będącej kompilacją kilku przykładów umów z forum, nie byłam w stanie wyciągnąć Amisia ze schroniska. Nowa ma taki punkt, który takie prawo mi daje.

Przecież wyciągnęłaś go ze schronu. Zawsze też mogłabyś go stamtąd adoptować.
Wyobraź sobie inną sytuacje: ludzie mieli wypadek samochodowy, trafili do szpitala, pies uciekł z miejsca wypadku, po pewnym czasie trafia do schronu, ale zostaje stamtąd zabrany przez DT, który uważa, że nie powinien wracać do swoich właścicieli bo... każdy powód dobry.
Uważasz, że to ok?
Ja nie.


Stomachari pisze:a) w razie kłopotów oddają zwierzaka do domu tymczasowego który go wydał lub grożą oddaniem do schroniska. Przed takimi Twoja umowa zwierzęcia nie ochroni. "Albo bierzesz, albo schron/ulica".

Ochroni. W umowie sporządzonej przy przekazaniu Rademenesa znajduje się punkt o zwrocie kota.
Tylko umowa dotycząca menażerii tego nie ma bo nie było takiej potrzeby.


Stomachari pisze:Podkreślam, moja umowa ma być NA WSZELKI WYPADEK i jest tak skonstruowana, aby wszystkie sprawy były jasne nie tylko dla mnie i dla osoby podpisującej, ale również dla pana policjanta który nie zezwala na zabranie przeze mnie kota ze schroniska, czy dalszych krewnych, którzy nie wiedzą, czy mi oddać kota po wypadku osoby podpisującej czy raczej zostawiać zamkniętego w domu i dokarmiać raz na 2 dni przez kolejne kilka tygodni. To ma być narzędzie do lepszego zadbania o kota, nie do inwigilacji.

Ale czy Ty nie rozumiesz, że może stać się takim narzędziem do inwigilacji? Idiotów nie brakuje po obu stronach, także tej "pomagającej zwierzątkom", Radykalizacja poglądów wśród miłośników zwierząt postępuje w tempie lawinowym.
Z adopcjami to w ogóle trochę cyrk, bo z najwyższą podejrzliwością traktowani się ludzie mający odmienne od Oficjalnych Zwierzolubów, w dowolnej kwestii.
A propos, zazwyczaj różne podejrzane jednostki spod ciemnej gwiazdy które wyłudzają psy od fundacji czy osób prywatnych doskonale wiedzą, jaka jest jedyna obowiązująca narracja i podczas takich, na przykład, wizyt przedadopcyjnych udzielają odpowiedzi śpiewająco idealnie, wzruszając do łez wolontariuszy („że też istnieją jeszcze na tym świecie tacy wspaniali ludzie”). Potem bywa płacz i zgrzytanie zębów, że wspomnę słynną aferę z psycholem który adoptował koty od rozmaitych fundacyj, po czym torturował je, masakrował i zabijał, żeby za dni parę powtórzyć akcję.
Cóż, odbyto u niego całkiem sporo wizyt PA, pan był taaaaki miły, miał drapaczki, kuwetki i miseczki i w stu procentach zgadzał się z wszystkim poglądami ludków owe wizyty odbywających,
karmienie Barfem czy Orijenem, tak, osiatkowanie okien, naturalnie, starylizacja, ależ koniecznie, jesteśmy przecież cywilizowanymi ludźmi, nie żadnym tam ciemnogrodem…

Pewnie, że żadnego człowieka nie prześwietlimy do imentu, chodzi jednak o to, że istnieją na tym świecie całkiem fajni ludzie którzy mogą być dobrymi opiekunami bożych stworzeń, a którzy jednocześnie mogą się różnić od nas poglądami na zasady zajmowania się zwierzęciem i naprawdę nie oznacza to zbrodni obrazy majestatu.

Umowy tworzy się na czas wojny, a nie pokoju - to podstawowa zasada umów.
Dlatego zawsze doradzam ludziom, zwłaszcza przy zakupie zwierząt z hodowli o niezwykle wnikliwe jej przeczytanie, gdy czegoś nie rozumieją to skonsultowanie z prawnikiem (bo już takie twory widziałam, że głowa mała :lol: ).
Niestety nadal Twoja argumentacja mnie nie przekonała, albowiem możliwość czasowego dysponowania kotem możesz uzyskać na mocy np pełnomocnictwa właściciela.

Idę o zakład, że sama masz przygarnięte zwierzaki bez tego typu umów i są one Twoją własnością. :wink:

Koniczynka47

 
Posty: 2746
Od: Wto lut 23, 2016 9:21

Post » Wto lis 01, 2016 12:00 Re: Oddam Kałasznikowa.

Ja mam króciutką umowę na Caillou -na pól strony z zeszytu. Żadnej wycudowanej umowy nieprzenoszącej własności psa bym nie podpisała -bo osoba dająca mi psa umrze, a jej spadkobiercy będą chcieli psa albo kasy za psa. Wiadomo, że muszę przestrzegać ustawy o ochronie zwierząt, wysterylizować psa i nie trzymać na łańcuchu.

Mnie osoba, która dała mi psa, znała tylko z Internetu - dobrze piszę o sobie i zwierzakach :mrgreen: wiec dostałam psa. Wiadomo, że to wszystko co się pisze to mogłyby bajki - a prawda byłaby całkiem inna 8) wiec wstawiałam zdjęcia Caillou z rożnych sytuacji na wątku na dogo . Zdjęcia też można spreparować, ale jest trudno jednak spreparować tyle zdjęć.

Nie mam czasu ani pragnień takich, żeby kontrolować/inwigilować tych wszystkich ludzi, którym dałam koty.
Rzeczywiście najlepiej oddawać znajomym. Bez tego całego szaleństwa i zamieszania z ogłoszeniami, wycudowanymi umowami.

Dzisiaj wzięłam na spacer kostki wędzonego sera. Ale Caillou nie smakowało. Sama zjadłam ser. Bardzo był smaczny.
Mimo to na łąkach Caillou podbiegała do mnie często, pomachała ogonem i odbiegała.Cos tam jej się zakodowało, że trzeba podbiegać.

Mam kłopot z nogami/kolanami. Takie jakby bóle reumatyczne. Teraz jestem na etapie testowania olejku eterycznego tymiankowego. Jak się nim wysmaruje (olejek eteryczny tymiankowy + olej jakiś, używam kokosowy) to da się i zasnąć i noc przespać i na spacer pójść z psem i nawet wrócić. Tylko pachnie tak sobie.

Przedtem się smarowałam cynamonowym , dobry na stawy i przeciwbólowy . Tez się dało spać, jak się posmarowałam. Ale cudnie pachniał. Skończył mi się. :evil:

Patmol

Avatar użytkownika
 
Posty: 29214
Od: Śro gru 30, 2009 14:03
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Wto lis 01, 2016 14:53 Re: Oddam Kałasznikowa.

Patmol pisze:Ja mam króciutką umowę na Caillou -na pól strony z zeszytu. Żadnej wycudowanej umowy nieprzenoszącej własności psa bym nie podpisała -bo osoba dająca mi psa umrze, a jej spadkobiercy będą chcieli psa albo kasy za psa.

Nawet nie musi umierać, wystarczy, że się o coś pokłócicie :wink:

Patmol pisze: Nie mam czasu ani pragnień takich, żeby kontrolować/inwigilować tych wszystkich ludzi, którym dałam koty.
Rzeczywiście najlepiej oddawać znajomym. Bez tego całego szaleństwa i zamieszania z ogłoszeniami, wycudowanymi umowami.

Tylko trzeba nastarczyć tylu rozsądnych znajomych.
Ja też nie mam czasu, ani ochoty.
I wymagam, by osoba biorąca zwierzaka miała jakiś plan na wypadek choroby/pobytu w szpitalu, kto się zajmie zwierzakiem wtedy bo to dyktuje odpowiedzialność. Jeśli nie ma kogoś takiego to może lepiej by zwierzaka nie brała, bo i po co? Potem złamie nogę i dramat pt muszę zwrócić kota?

Patmol pisze:Przedtem się smarowałam cynamonowym , dobry na stawy i przeciwbólowy . Tez się dało spać, jak się posmarowałam. Ale cudnie pachniał. Skończył mi się. :evil:

Cynamonowy rozgrzewa, podobnie jak kamforowy.
Kiedyś testowałam różne olejki na porost włosów, wiadomo: rozgrzana skóra sprawia, że cebulki są bardziej odżywione bo krew szybciej krąży.

Koniczynka47

 
Posty: 2746
Od: Wto lut 23, 2016 9:21

Post » Wto lis 01, 2016 15:10 Re: Oddam Kałasznikowa.

I który na włosy najlepszy?

Podobno na włosy są świetne okłady z kozieradki (np tutaj http://evelinebison.pl/2015/01/kozierad ... ost-wosow/), no tylko włosy potem pachną pieczonym kurczakiem -trochę dziwnie. Próbowałam , mam długie włosy, ale ten zapach straszny.
Wole jednak kozieradkę w jedzeniu. W zupie 8) na ten przykład.

Dzięki kotom zaczęłam wyrzucać nadmiar rzeczy, zainteresowałam się odnową mieszkania, to teraz kolei na rozbudowanie sieci znajomych. Raczej jestem introwertykiem, ludzie mi są rzadko potrzebni. :oops: Normalnie się zmieniam na korzyść dzięki kotom.
jestem Kobietą, która odmienia swoje życie dzięki kotom :mrgreen:

Zawsze pytam czy ktoś ma pomysł co zrobi z kotem na wypadek pobytu w szpitalu czy wyjazdu.

Kupiłam sobie za 1 zł Niespokojny umysł- pamiętnik nastrojów i szaleństwa - Jamison Kay Redfield w szmateksie -tylko, ze po angielsku. Mój angielski jest taki sobie, ale ze słownikiem dam jakoś rade. Tytuł brzmi interesująco.

Patmol

Avatar użytkownika
 
Posty: 29214
Od: Śro gru 30, 2009 14:03
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Wto lis 01, 2016 21:51 Re: Oddam Kałasznikowa.

Koniczynka47 pisze:
Stomachari pisze:Przy mojej starej umowie, będącej kompilacją kilku przykładów umów z forum, nie byłam w stanie wyciągnąć Amisia ze schroniska. Nowa ma taki punkt, który takie prawo mi daje.

Przecież wyciągnęłaś go ze schronu. Zawsze też mogłabyś go stamtąd adoptować.

Tak, ale odebrałam go w poniedziałek i moim zdaniem bezprawnie mi go wydano, po czym we wtorek zadzwonił policjant że jest już z aresztu zrzeczenie się kota.
Gdyby moja umowa była lepsza od początku, odebrałabym go w czwartek lub piątek przed wspomnianym poniedziałkiem. Dla kota lepiej.

Koniczynka47 pisze:Wyobraź sobie inną sytuacje: ludzie mieli wypadek samochodowy, trafili do szpitala, pies uciekł z miejsca wypadku, po pewnym czasie trafia do schronu, ale zostaje stamtąd zabrany przez DT, który uważa, że nie powinien wracać do swoich właścicieli bo... każdy powód dobry.
Uważasz, że to ok?

Dlatego ta umowa jest na mój użytek. Był moment, kiedy chciałam się nią podzielić, ale ta rozmowa uświadomiła mi, że umowa może być narzędziem w rękach nawiedzonych osób.
Zaś w podanym przykładzie: odbieram psa ze schroniska dla jego dobra i kontaktuję się z adoptującymi lub czekam na kontakt. Ustalam z nimi dalszy plan działania (bo może po wypadku już nie będą mogli się psem zająć).

Koniczynka47 pisze:Ochroni. W umowie sporządzonej przy przekazaniu Rademenesa znajduje się punkt o zwrocie kota.

Zupełnie serio i bez złośliwości: w jaki sposób ochroni? W przypadku takiego ultimatum co możesz zrobić, żeby osoba odpowiedzialna za kota/psa pozostała odpowiedzialna?

Koniczynka47 pisze:Ale czy Ty nie rozumiesz, że może stać się takim narzędziem do inwigilacji?

Podobnie jak nóż może być narzędziem do zabijania, nawet jeśli został wymyślony do smarowania chleba masłem.
Tak, może być narzędziem do inwigilacji. Ja nie planuję jej tak używać i tak jak napisałam wyżej: najpewniej pozostanie moją (żeby trochę zbyt radykalne osoby nie używały jej właśnie do inwigilacji).

Koniczynka47 pisze:Pewnie, że żadnego człowieka nie prześwietlimy do imentu, chodzi jednak o to, że istnieją na tym świecie całkiem fajni ludzie którzy mogą być dobrymi opiekunami bożych stworzeń, a którzy jednocześnie mogą się różnić od nas poglądami na zasady zajmowania się zwierzęciem i naprawdę nie oznacza to zbrodni obrazy majestatu.

Zgadzam się. Wspomniałam o tym w poprzedniej wiadomości. Dlatego ja pewnej pani nie zamierzam odbierać kota tylko dlatego, że podjęła podwójną (zbędną) próbę podawania karmy nieodpowiedniej, a nie wątpię, że niektóre osoby z forum byłyby chętne do zrobienia tego.

Koniczynka47 pisze:Umowy tworzy się na czas wojny, a nie pokoju - to podstawowa zasada umów.

Tu się nie zgodzę. Jedną ze standardowych umów jest umowa małżeńska, która oprócz kwestii prawnych i formalnych ma też funkcję psychologiczną.

Koniczynka47 pisze:A propos, zazwyczaj różne podejrzane jednostki spod ciemnej gwiazdy które wyłudzają psy od fundacji czy osób prywatnych doskonale wiedzą, jaka jest jedyna obowiązująca narracja

Tak, mam tego świadomość. Moja umowa choćby była najlepsza na świecie ze względu na szeroko pojęte dobro zwierzęcia nie uchroni go przed aktem okrucieństwa. Co najwyżej da mi szansę na odebranie go, ale co zostanie wykonane, takim pozostanie. Nie tworzy tarczy.

Patmol pisze:Żadnej wycudowanej umowy nieprzenoszącej własności psa bym nie podpisała -bo osoba dająca mi psa umrze, a jej spadkobiercy będą chcieli psa albo kasy za psa.

O ile ci spadkobiercy w ogóle wiedzieliby, że taka umowa nie przeniosła własności. Większość osób prawdopodobnie nie zauważyłaby tego niuansu, więc gdybyś zamachała taką umową przed nosem spadkobierców, pewnie już w tym momencie by się poddali (albo zaczęli cudować naokoło prawa, jak to było opisywane na forum przy innych okazjach. Ktoś z forum znajduje kota, jakaś pani się zgłasza po kilku dniach i oskarża o kradzież oraz rząda zwrotu lub daje możliwość zapłacenia "haraczu". Tymczasem prawo jest po stronie znalazcy i gdy ten podpiera się paragrafami, dziwna pani nagle urywa kontakt. Tak działa większość ludzi - ja chcę bo ja mam prawo, a prawo mam bo tak uważam. Paragrafy mówią co innego? Wszyscy są w błędzie, ja mam rację. Mało kto wynajmuje prawnika, aby "odzyskać" spadek w postaci kundla).
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10972
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Śro lis 02, 2016 7:48 Re: Oddam Kałasznikowa.

Wzięłam sobie do pracy buraczki :roll: nie pierwszy raz. Ale przedtem nosiłam w słoiku. A teraz chciałam kulturalnie w plastikowym pudełku.
I mam wszystko w plecaku, włącznie z plecakiem, w buraczkach :roll: Najgorzej wygląda niespokojny umysł bo wygląda jakby ktoś nad nim pociął sobie żyły. Kartki są krwistoczerwone - pewnie papier jest bibułowy i tak wciągnął. Nawet paragony w portfelu mają zacieki buraczków. :roll: Na szczęście pieniądze nie -pewnie są z lepszego papieru.

Zrobiłam elegancką wystawę na kaloryferze z mojej krwistoczerwonej książki, fioletowo -uplamionego waźnego zeszytu, notesiku :roll: W notesiku mam rożne hasła/ ale on prawie wcale się nie ubrudził. Jak to warto czasem kupić porządny notesik.

Patmol

Avatar użytkownika
 
Posty: 29214
Od: Śro gru 30, 2009 14:03
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Śro lis 02, 2016 9:07 Re: Oddam Kałasznikowa.

Obrazek
ObrazekObrazekObrazek

Salem 11

Avatar użytkownika
 
Posty: 2810
Od: Czw paź 24, 2013 20:05

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Silverblue i 15 gości