Tak się składa, że dzisiaj przyjechał stolarz, jeszcze parę razy zawita, ale dzisiaj po raz pierwszy, chyba już nikogo nie dziwi, że koty pouciekały, łącznie z Luną, która wlazła do szafy, Wedel początkowo w kuwecie, przeniosłam go do pokoju, jest pod łóżkiem, a Gia w rogu na parapecie, słońce ją nagrzało i biedna dyszy jak pies, zamknęłam ogrzewanie, uchyliłam okno i siedzę z nimi, albo ze strachu tak sapie, już sama nie wiem. W zeszłym tygodniu Wedel miał biegunkę i wymiotował, miałam już jechać do weterynarza,ale po tym jak zwrócił(sporo) to wrócił do siebie, dostał suchą karmę RC gastro i powrócił do zwyczajów ganiania Gia i Luśki, także szczęście, że tak się skończyło, wydaje mi się że coś zjadł co mu zaszkodziło, zmiata wszystko z podłogi, czego nie zdążę sprzątnąć. Mam nadzieję, że ten stres mu dzisiaj nie zaszkodzi i nie powroci biegunka.
Odkryłam też dlaczego podrapał futrynę o której wspominałam, na futrynie od dołu, między brzegiem a podłogą była przyklejona naklejka z kodem kreskowym i trochę się odklejała szurając po ziemi przy otwieraniu drzwi, odkąd ją odkleiłam Wedel się uspokoił z drzwiami, przypuszczam że to o to chodziło.
Trzymajcie kciuki za bezstresowe przeżycie stolarza...a niedługo zdjęcia i opowieść o drapaku:)
