Maleństwo nie jest długowłose, ale ma ciut przedłużaną sierść (i mięciutką jak podszersterk

), stąd taki efekt. Podobnie puchate są w sumie obie tri, zarówno Mori, jak i Kocurra, tak na moje oko.
A co do awantur - nie wiem, co się dzieje, kiedy mnie nie ma

ale myślę, że co jakichś tam gonitw i syczenia regularnie dochodzi. Perswaduję sobie, że póki krew się nie leje, a koty jedzą, śpią i kuwetują normalnie, to stres ich nie zżera i jakoś tam się dogadują. Opisywałam niedawno sytuację, kiedy Kocurra zamierzała się łapą na Fairy - cóż, nie przeszkodziło im to dwa dni później siedzieć w otwartym oknie kuchennym niecałe pół metra od siebie (jedna przycupnęła na parapecie zewnętrznym, druga na wewnętrznym) bez żadnych syków. Nawet Banshee i Skierka, mimo siostrzanych uczuć, potrafią się prać przy wtórze groźnych syków, jeśli któraś drugą za mocno podgryzie czy przydusi. Jeśli któraś ma dość, to się chowa i jasno okazuje, że dłużej się nie bawi.
Nie ingeruję w awantury, jeśli siły wydają mi się wyrównane albo jeśli ktoś wcześniej prowokował (jak to zdarzyło się kiedyś Maleństwu), ale jakiejś żelaznej reguły nie stosuję. Słucham intuicji i jakoś leci

Najwyżej od czasu do czasu zrzędzę i marudzę, że jestem beznadziejną pańcią, głównie Zuza tego słucha
A propos bycia kijową pańcią - nie popisałam się ostatnio
Wracam dziś z pracy, dość późno, patrzę - niby witają mnie koty, ale mniej niż zwykle, jedna Mori wyglądała normalnie, reszta jakaś spłoszona, a Kocurra najbardziej, zwiewała mi przed ręką, kiedy chciałam ją pogłaskać, kuliła się, widziałam, że coś jest nie tak
Zerknęłam w głąb mieszkania, do kuchni - no ładnie, obok kuchenki (i kocich misek, co ważniejsze) porozwalane są butelki, różne, plastykowe i szklane (na szczęście całe, nic się nie potłukło). Pierwsza myśl: o kurczę, koty zrzuciły worek, gdzie gromadziłam szkło i plastik. Druga myśl: cholera, sama jesteś winna, durny Petroniuszu, w końcu zawiesiłaś to na przyklejanym wieszaczku

i ten łapserdak odpadł
Pewnie stało się to w momencie, kiedy Kocurra była w kuchni, bo takiej przestraszonej to dawno jej nie widziałam

Reszta uspokoiła się z moim powrotem do mieszkania, nawet Fairy wylazła do mnie z kryjówki, a Kocurra dalej była spłoszona.
Na szczęście pamiętałam, że najlepszym lekarstwem na smuteczki jest żarcie, więc podałam Kociannom RC Sensible (bo lubią) i po kilku minutach trzykolorowa elfia królowa dała się pomiziać po grzbiecie

A Fairy niedługo zostanie pełnoprawnym nakolankowcem

Wczoraj siedziała mi na kolanach z pół godziny - mruczała, śliniła się ze szczęścia, drzemała i wbijała we mnie pazurki, żebym przypadkiem jej nie uciekła
