
Nikunia jest baardzo towarzyska. Teraz nawet jak się boi, to i tak chęć bycia tam, gdzie są ludzie jest silniejsza

Przecież zawsze można zwiać

Przez dwa dni była u mnie przyjaciółka, kt. nie widziała wcześniej Nikuni, no i szok. Niki wąchała jej wyciągniętą rękę, pozwalał, choć nie zawsze chętnie

, głaskać swój ogonek, ale kilka razy ocierała się i łasiła o jej dłoń
Boję się tego pisać... bo to jest tak, że jak coś
powiem na głos , to się chrzani...
Niki je suche, surowe teeeż z wielkim smakiem - coraz więcej

Gotowane również lepiej znika, bo ogólnie menu jest urozmaicane. Nie mam jeszcze odwagi dać mokrych karm... Wymiotów z tego powodu, dzięki Bogu nie było. Niestety kłaki dalej są problemem. Nkunia znów, po trzech dniach od poprzedniego razu, zwymiotowała w środę kłaka

Dziś dostała pastę.
Katar mniejszy, ale stale jest, no i to oczko dalej łzawi. Będę musiała wykupić receptę - krople Tobrex.
W czwartek czyściłam uszy... Lewe było brudne, ale prawego nie mogłam wyczyścić, bo Niki miauczała i zabierała głowę. Jakby ją bolało... Stanu zapalnego raczej nie ma, bo w czwartek zrobiłam ostatni zastrzyk z antybiotykiem (dostawała go co dwa dni, w sumie było ich cztery). Wcześniej się drapała, dziś był spokój, ale jaka obraza i strach był po czyszczeniu...
Doszłam do pewnych wniosków
(nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale to zaczyna mieć u mnie rację bytu).
Chcąc robić jakikolwiek zabieg Nikuni, muszę do niej podejść zdecydowanie, ale nie raptownie (oczywiście ucieka, ale nietrudno ją złapać), wziąć na ręce, zanieść do miejsca, gdzie zbieg będzie robiony i zrobić co trzeba szybko, ale nie w pośpiechu, bez mówienia do niej pieszczotliwie i bez uspokajania. Uspokajanie w takich chwilach, daje Niki sygnał, że "coś złego się dzieje" (kiedyś coś takiego czytałam o dzieciach), a to przecież powoduje strach, stres. Efekty poprzedniego zachowania mam już takie, że gdy zwracam uwagę na Niki siedzącą lub leżącą sobie i mówię do niej miło, pieszczotliwie, Niki spina się i jest czujna, bo prawdopodobnie spodziewa się, że zaraz ją wezmę i "coś" jej zrobię. Po zabiegu też jej nie głaszczę i nie uspokajam jak poprzednio, ale przechodzę do "normalnego życia". Czyli daję jej jeść albo zaczynam zabawę, albo siadam na kanapę, albo zajmuję się swoimi rzeczami, a ona po chwili przychodzi do mnie i podejmuje inicjatywę. Sama jestem zaskoczona, że tak to działa. Wcześniej, gdy ją uspakajałam, ona siedziała skulona, wystraszona i długo nie podchodziła do mnie.
Miejsce zabiegów muszę zmieniać, bo Niki jeżeli robię "nieprzyjemne" rzeczy w jednym miejscu, źle je sobie kojarzy - stąd np. było niesikanie w łazience do kuwety podczas mojej obecności (już jest poprawa w tej kwestii) lub niejedzenie przy mnie w kuchni.
Ogólnie też mniej poświęcam jej czasu. Moja opieka nie może być nadgorliwością, bo i ja zgłupieję i Niki nie będzie miała spokoju

...ale ta kwestia jest dla mnie najtrudniejsza...
Jutro może wreszcie zrobimy wcierkę z Imaverolu. Sierść niestety nadal trochę wychodzi
