Nareszcie odzyskalam komputer.
Mam co prawda osobistego laptopa, ale niezbyt chętnie piszę na nim dłuzsze teksty. Jest maleńki, taki do torebki, bardzo wygodny "mobilnie", ale nie moge sie przyzwyczic do maleńkiej klawiatury, ciągle trafiam po sąsiadach wypisując większe głupoty niż zwykle.
W komputerze zaś przezywam pasmo kompletnie głupich awarii typu bezpiecznik, tasma , gniazdo itd Nic poważnego, ale nie od razu do wykrycia przez laika,więc kłopotliwe.
W poprzedni piatek byla akcja "Kot".
Mam wspaniałą sąsiadkę, którą "odkryłam" przy poszukiwaniach opieki dla kotów na czas nie doszłego wyjazdu do Włoch. Od tamtego czasu bardzo się zaprzyjaźniłysmy. Magda mieszkała wiele lat z kotami,w porywach miała trzy. Teraz życie jej się skomplikowało i ostatniego z swoich kotów musiała zostawic w swoim starym zyciu, ale na płaszczyźnie kociego
fijoła rozumiemy się bardzo dobrze ( zresztą jak się okazało na wielu , wielu innych płaszczyznach równiez

).
Postanowiła, wiec mi pomóc załatwić sprawę wet labu.
W piatki pracuje "w terenie", więc kazała mi za wszelką cenę wykrecić kota o stosownej porze, to zawiezie mnie do Tarnowskich Gór.
Zamknęlam na noc łazienkę z kuwetą i otwarłam dopiero o 7.00. Kocioł posłusznie 7.15 zrobił siooo, złapałam w miarkę do kawy , wysłałam
ssmana do Magdy z hasłem : Mam ! i po chwili już krązyłyśmy po TG w poszukiwaniu adresu.
Tymczasem na miejscu sekretarka z rozbrajającym usmiechem poiformowała mnie, że pani doktor jest na urlopie

.
Od miesiaca

.
I nikt jej nie zastępuje.
Ale to nie problem moge przeciez zanieść do ludzkiego labu
Ewentualnie może mi zrobic z papierka.
Dobre wychowanie powstrzymalo mnie od sprecyzowania co sobie pani może z tym papierkiem zrobic.
W poniedzialek bylismy na kontrolnej wizycie w lecznicy. Pan doktor nie mógł uwierzyć, że laboratorium zostało na miesiac bez analityka. Postanowil się tym zainteresować. Tymczasem zbadał kocurze uszy i przynajmniej tu już było wszystko ok.
Zaryzykowałam zakup Hill'sa, licząc na to, że mieszając na poczatku z urinary da sie bezbolesnie kota przestawić.
No i chyba się udało.
Choc puszki są obrzydliwe już na sam wygląd zawartości. Niestety chyba są tylko pasztetowe a moje koty oba zdecydowanie wolą kawałki.
Następna akcja "Kot" w poniedziałek, bo małż bedzie w domu, więc samochód też.
Bardzo dziękuje za wsparcie wszelakie i to duchowe i to praktyczne.
Monostra, byc może masz rację, że kuracja Cystaidem trwała za krótko, bo tylko 15 dni.
Mam nadziję, ze w końcu uda mi się zbadać te nieszczęsne siuski fachowo i miarodajnie i bedzie w końcu wiadomo dokładnie co kotu jest i jak go leczyć.
Zmęczona juz jestem tym wszystkim , bo chory kot to tylko jeden z długiej listy zdrowotnych problemów mojej rodziny.
Teraz na pierwszy plan wychodzi mój małż, który w czwartek ląduje w szpitalu na gruntownych badaniach.
Walewska nim wstrząsneła.....prawie jak Napoleonem

....i zmobilizował się
Biedna Małgosia w klinice w Warszawie czeka na operację serca. Mam nadzieję, że mój mąż bedzie miał wiecej szczęścia.
Boję się strasznie.
