Dramat w III aktach...
Poranek. Godzina koło 5 rano
Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz
bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz
Łup BĘC trach
grrrrrr
Szit!!! (tajdzi)
Co się stało? (tajdzi)
Mucha wleciała, ale spokojnie, już jej nie ma (TZ)
Poranek godzina koło 6 rano
mrrrr mrrrrr mrrrrr mrrrr
pac łapą w głowę tajdzi
mrrrr mrrrr mrrrrr mrrr
pac pac pac
tajdzi otwiera oko
MIAU MIAUUUUU MIAU MIAUUUUUUU!!!!!
Szit (tajdzi)
Miau (Marcel)
No dobra, zaraz dam śniadanie.....
Poranek koło 7 rano
tajdzi z konewką wybiera się na balkon podlać kwiatki (dumnie nazwane - balkon - pół metra na metr, kwiatki - doniczni z ziemią, gdzie posadzone zostały roślinki i póki co zaledwie kilka kiełkuje)
Szit!!!!! (tajdzi)
Miau? (Marcel)
Ziemia wysypana z doniczki, cała na balkonie. Po roślinkach ani śladu (a kilka już wykiełkowało). W środku zamieszania winny - Marcel
Urządził sobie skubaniec wykopki
Ogrodnik jeden no
Potem pomagał mi podlewać... łapą rozlewał wodę z konewki
skończyło się na tym, że MOKREGO Marcela zaniosłam do TZ i zostawiłam na pastwę losu
wrrrr