Jestem. O ciemnym przedświciu wróciłam z urlopu. Z tegoż urlopu nie nadawałam, bo internet miałam tylko u kuzynki, a ona "ma" (a raczej miewa) internet z takiego małego, czarnego prostokątnego pudełka, które czasami ten internet daje, ale zwykle nie daje bo krzyczy że nie ma zasięgu

(tia, nie ma zasięgu, w środku miasta powiatowego

).
Zrobiłam pranie i rozmroziłam zamrażarkę, którą nie wiem jakim cudem zostawiłam niedomkniętą

(catsitter obstukał ją z lodu na tyle żeby dała się zamknąć, na szczęście kocie żarcie się nie rozmroziło). Koty po moim powrocie nosiło z radości, Ofelia dostała głupawki i cwałowała po domu, a Carmen odstawiła śpiew kolaturowy. Teraz zmęczyły się pilnowaniem mnie i ucinają sobie drzemkę. Chyba pójdę w ich ślady, bo jeszcze nie odespałam nocy spędzonej w autobusie.
MaryLux pisze:Mam pomysł. Od kwietnia do października mieszkajmy w Polsce, na resztę roku przenośmy się do Australii
Australia niekoniecznie. Za dużo węży i robactwa. Ale Wyspy Kanaryjskie mogłyby być.