Jesteśmy po dzisiejszej wizycie u doktora. Ałła ma jeszcze zaczerwione gardło, no i znowu wczoraj wymiotowała na różowo

Jeżeli wymioty się powtórzą, to zabieram ją jutro razem z Krawacią. Jeżeli nie, to z Myszolem na kontrolę w niedzielę.
Myszol zdecydowanie lepiej, już tak nie chrzęści przy osłuchiwaniu. Osłuchiwanie jest mocno utrudnione, bo chłopak gada na okrągło
On wogóle ma dużo do powiedzenia, a to "weź mnie na kolanka...no weź, bo sam się wdrapię

", a to "weź mnie miziaj, nooo" albo "no gdzieś poszła

no co mnie tak zostawiłaś

", "weź daj mi jeść... no daj, no daj, nooo". I tak w kółko, mały terrorysta
A, jeszcze o Dyziu, bo właśnie do mnie podszedł.
Pisałam o tym, że zaraz po przeprowadzce do nowej pracowni zaczął do dziewczynek przychodzić na pogaduchy taki tygrysi wypłoszek.
Po paru dniach wreszcie się odwrócił i okazało się, że to dorodny pełnojajeczny chłopak. Wyglądał zdrowo, ale chudy taki szczurek, myślałam, że dzikun i zaczęłam się przygotowywać do łapanki i kastracji.
Wczoraj niechcący wyszło, że wypłosz nazywa się Dyzio i mieszka dwa domy dalej. Przynajmniej mieszka teoretycznie, bo ostatnie dni siedzi u nas w ogródku, gada z Niusią i wkurza Ominię, która pięknie broni swojego terenu.
Mają go podobno kastrować, mam nadzieję, że zrobią to szybko, bo Dyzio zaczyna mi znaczyć
