Marcelibu pisze:Jakaś
szarańcza się Wam
zalęgła w łazience?

A przylazła taka zabiedzona szarańcza z kliniki. Wypłosze takie były biedne malutkie. Chyba z szopy jakiejś, bo bruuudne (ale w klinice na szczęście odrobaczyli).
Ja nie wiem jak my się pozbieramy, bo ja jeszcze mam w zanadrzu złapanie dzikunów z Bielan (w tym tego ślepaczka, o którym chyba wspominałam) - próbowałam juz 2 razy, ale dzikuny się wyniosły w inny ogródek. Karmicielka znów je oswaja do siebie.
Ze zgrozą myślę, że jak nie wyadoptuje tych to będą 4 grzdyle w domu
Na razie rzeczywiście nie jest źle. Tasi atak sie nie powtórzył, ranka troche się goi, choć na nasze oczy - trochę za długo. Lusiczka też - odpukać - w lepszym stanie. Więc - poza kontrolą i szczepieniem małych - mamy chwilowy spokój z wetami.
Małe są mało problemowe, choć jedna z nich wolniej rośnie i tyje - dziś podpytam weta, dlaczego tak nierówno. Ale poza tym są OK - rozpirzają łazienkę w drobny mak, nie ma ani jendej rzeczy na poziomie parteru, której by nie pogryzły i nie przemieściły. Nie wspomnę o nagminnym przewracaniu misek z karmą i wodą... Fajne jest to, że juz mruczą jak się do nich przychodzi.
Ale mimo to jak i tak ciągle chodzę zmęczona. Mam taki brak energii, że hej. I bóle głowy. I co to? Pogoda? Znowu anemia? Może starość?
