
Wczoraj minęły dwa lata jak Zenek jest ze mną. Dwa lata ciągłej walki o komfort jego życia. Nie chcę powiedzieć, że jesteśmy w punkcie wyjścia, bo sporo się zmieniło ale jednak przez dwa lata nie udało mi się mu do końca pomóc. Nie poddajemy się oczywiście. Przez święta dostałam od niego tyle kociej miłości, że po prostu jestem totalnie zamruczana. On kocha być sam (bez innych zwierzaków). Wtedy śpi ze mną pod kołdrą, tuli się i mruczy. Jak wróciliśmy to nie chciał wejść do mieszkania. Potem chował się w łazience lub zwiewał do kuchni. Dopiero po paru godzinach doszło do niego, że nie ma Dongi. Nie zdawałam sobie sprawy, że on tak się jej bał.
Dongi już u siebie. Mam jedynie skąpe informacje z frontu. Dongi podobno ma się nieźle, choć ze stresu jeszcze nie robiła kupala (bezo pet poszedł w ruch)i z ilością siku też coś jest nie tak. Ma jednak tyle zakamarków, że właściwie nie wiadomo czy gdzies się nie załatwia). Je i pije normalnie. Mirek dostał już po głowie ale były też kontakty bez agresji więc nie jest źle. Kitka bawiła się zabawkami i biegała po domu. Zrobiła też rundkę wkoło domu, bo wyskoczyła przez okno na parterze. Krzysiek ją gonił a ona obiegła dom i wskoczyła spowrotem przez okno. Wniosek jest jasny. Dongi wie gdzie mieszka i nie ma zamiaru rezygnować z lokum. Będzie dobrze. Dokumentacja fotograficzna będzie później.