Chyba teoria Fraszki z czymś miękkim do zaparcia przy wymiotach nie dotyczy moich kotów...Otis - na ogół pawikuje w kuchni i na korytarzu gdzie leżą kafelki, czasami na górze na wykładzinę - co mnie wybytnie wkurza, ale bierę ja cud- ścierkę i zapieram...Sonia ma dużo gęstsze futerko, ale chyba rzeczywiście mniej poświęca uwagi myciu, czasami mi się zdarza ją prowokacyjnie pomoczyć, żeby się dokładnie umyła, bo łapie taki dziwny zapaszek

U Otisa lizanie jest dobre na wszystko, na stres, na luzik, na spanie i na wstanie...kiedyś, na początku, zauważyłam, że najpierw się budził, wyłaził z łóżka - mył się dobre 15 minut i dopiero wchodził do łóżka z powrotem, żeby mnie obudzić...Dasia i co by na to Twój TŻ powiedział

Otis generalnie jest "wrażliwszy", chociaż stosowanie bezopetu drastycznie zmniejszyło ilość niespodzianek...mam też nadzieję, że okazana przez nas dezaprobata skłoni go na następny raz do wyboru innego miejsca niż posciel
Jeśli chodzi o mycie niedostępnych miejsc, to w zamierzchłych czasach wojny kociej, Sonia potrafiła uciekać na szafę w pokoju Michałka, skacząc najpierw na taki mały telewizor, a potem na szafę, no i raz tak skacząc się posikała ze strachu... ja tego od razu nie zauważyłam, ale wchodząc do syna, do pokoju zaczęłam czuć niezindentyfikowany smród...wąchałam wszystko na kolanach i zlokalizowałam...duży, rozpryśnięty sik...na meblu, na ścianie, no i w telewizorze...siłą rzeczy, skoro telewizor też było czuć...uwierzcie, nawet nie mówiłam TŻ-towi, który był już u kresu wytrzymałości...
Teraz temat much i robali...żeby mnie rodzina nie wzięła za zboczoną, zamykam się dyskretnie w łazience i przeglądam zawartość kuwety...robali na razie ani śladu, co mnie oczywiście cieszy, bo jakbym znalazła chociaż ślad podejrzenia...to wszyscy byśmy łykali jakieś świństwa, nie ma pomiłuj...ale dziś poszła dopeiro druga porcja leku i to wieczorem...swoją drogą, jak czytałam potyczki aammss z odrobaczaniem to ten lek mozna uznać za idealny, rozpuszcza się jak aspiryna a koty jedzą jedzonko jakby nic tam nie było, a dodam, że Sonia jest z tych co potrafi oblizać mięsko a tabletusię zostawić...
No i na koniec jakże przydługiego postu opiszę, co nas dziś spotkało, bo do tej pory krew mi pulsuje...
Noc, 1.10 wyje alarm, tym razem czujka zewnętrzna, wyskakujemy na balkon - załoga Solidu mówi nam, że to oni wzbudzili alarm, bo skoczyli przez furtkę i sprawdzają obiekt, bo przyszedł sygnał usterki. Po pamiętnej kradzieży automatu z bramy, kiedy to Solid w środku nocy raczył zadzwonić, że nie mamy światła - a w tym czasie kolesie zdejmowali wszystko z bramy, mamy umowę, że w nocy nie dzwonią tylko przyjeżdżają...i tak samo było dziś...wyłaczono światło u nas i kilka domów obok, na tej samej ulicy wcześniej było światło

...kolesie wyłamali automat od strony zewnętrznej - czujka łapie od środka podwórka, i ... tak nam się wydaje - próbowali utorować sobie drogę do kradzieży samochodu, który stał na podjeździe. Ale nieoczekiwanie nadjechał Solid, wygląda na to, że ich wystraszyli...Chwała Bogu...w nocy, przy braku swiatła patrol obszedł z latarkami dom wokół, nic nie znalazł...uszkodzony siłownik odkrył Piotrek dopiero koło 10 rano...
Mam dość mieszkania w tym kraju, w tym uroczym miejscu naprzeciwko lasu. Każdy, kto nas odwiedza jest zachwycony, ale to jest cena jaką płacimy za piękne miejsce w parszywym kraju... ten automat - od kiedy był założony - raz go okradziono, a potem , co zima próbowano ponownie, no i co roku inna ekipa, bo za każdym razem włazili w tę samą czujkę...raz to sobie mój TŻ pogawędkę z nimi uciął...Od dwóch lat był spokój, aż do dziś

Piotr chce się przeprowadzić na strzeżone osiedle, a mnie jest szkoda tego lasu, ogródka i tych ptaków na wiosnę i brzózek...a co tam wkleję zaraz jakiś widok z okna, żebyście wiedzieli o czym piszę....