
Ja z rujką miałam do czynienia tylko raz...i zaraz potem Zosia pojechała na ciachanie.
Tak gruchała, miziała się i wdzięczyła do tych moich biednych bezjajecznych kocurów, że nawet próbowali, biedacy!

Gratuluje kolejnej tak bardzo udanej adopcji, cieszę się, że malutkiej tak się udało i ma cudowny domek!

