Witajcie!
Opowiem teraz coś o maluchach.
Rodzynek,Gacuś,jest nieśmiały,mały tygrysek,ale skory do zabawy.Jego stosunek do dorosłych kotów,ambiwalentny,chciał by się z nimi zaprzyjaźnić,ale się boi.
Alma,czarna koteczka to istny diabełek w kociej skórce.Żywe srebro,zawsze chętne do zabawy,rozrabiaka z niej,jakich mało.Da sobie w życiu radę.
Filipinka,pręgowana jak jej rodzeństwo,ale ma najjaśniejsze futerko.Ogromny przytulas i mlukawka ,lubi być na rękach i wtedy tak cudownie mruczy.Bardzo lubi zabawy i walki wręcz z rodzeństwem.Jej stosunek do dorosłych kotów przyjazny.Często przechodzi koło nich ocierając się i prowokując do zabawy.
Najmniejsza z rodzeństwa,Sonia,to moja największa miłość.Ma również pręgowane futerko,ale w odróżnieniu od rodzeństwa miękkie i aksamitne.Uwielbia przytulanie,noszenie na rękach i wtedy tak rozkosznie mruczy.Nie boi się niczego i nikogo.Ucieka tylko wtedy,kiedy chcę jej zakroplić di oczu kropelki.
Niestety,jedna z moich rezydentek,Kaśka notorycznie tępi maluchy i przy każdej sposobności tłucz je i gryzie.Boję się,żeby nie zrobiła im kiedyś krzywdy.
Kociaki urodziły się w Legionowie i jako bezdomne dzikusy nie miały szans na przeżycie,ponieważ właściciel posesji,na której przyszły na świat,po pierwsze nie znosi kotów,po drugie,jest wielkim miłośnikiem ptaków.Jak wiadomo,matka,żeby wykarmić swopje dzieciaki,polowała na sikorki i wszelkie inne ptactwo,co wprawiało właściciela tejże posesji w furię.Postanowił zatem wywieźć kotki do schroniska.Kiedy o tym się dowiedziałam,zaproponowałam żebu przywiózł kotkę wraz z maluchami do mnie.Kotkę wysterylizowałam,a maluchy wzięłam do siebie.Są zdrowe,odrobaczone,zaszczepione i piękne.To jest coś pięknego,móc przyglądać się harcom tych stworzeń.Nie mogę ich zatrzymać,ponieważ nie mam warunków,nie mam środków i mam kotkę,rezydentkę,która nie znosi innych kotów.Gdybym tylko mogła je zatrzymać,z pewnością bym to zrobiła.Nadzieja tylko w ludziach o wielkich sercach,którzy stworzą im ciepły i przyjazny domek.
