Charliś zrobił późnym wieczorem w końcu wielką i miękką qpę

. W końcu parafina zadziałała.
Poza tym mniej więcej bez zmian. Sam jeść nie chce, no, ewentualnie skubnie ze dwa razy. Karmiony już nie buntuje się, ale nie dlatego, że nie ma siły, tylko ponieważ z apetytem łyka i oblizuje się. więc póki co leki bez zmian i czekamy na naszego weta. Łapka wygląda na zdecydowanie gojącą się, płatami odpada z niej ta "kieszeń" w której była ropa, pod spodem delikatna skórka jak u niemowlaka. Coraz bardziej podejrzewam, że poza wszystkim w tej chwili problemem Charlisia jest depresja, która ponoć zdarza się czasem przy dłuższym podawaniu sterydów. Daję mu Kalm aid i wydaje mi się, że ciut jest lepiej, oczka żywsze, mruczanek więcej itp.
Muszelka to najsłodszy kot świata, ucieleśnienie moich marzeń, i oddam ją wyrywając sobie spod serca

. Umowa już spisana, rozsądek mówi co mówi, a serce... ech... . Ale myśląc o jej dobru wiem, że będzie tam miała super, widziałam jak radosne i szczęśliwe są zwierzęta, które już mają. I właściwie lepiej, że szybko znalazła dom, bo to kot bardzo przywiązujący się, taki dla człowieka, a przecież ona nie wie, że u mnie tymczas. Im później, tym byłoby dla niej trudniej.
Czarna Perełka, kolejna tymczaska wczoraj wystraszyła mnie niemożebnie - zniknęła

. Wiedziałam, że w żaden sposób nie miała jak opuścić mieszkania, a równocześnie jej nie było. Po prostu zniknęła. Szukałam z przerwami cały dzień, im bliżej wieczora, tym bardziej zdenerwowana. Aż w końcu coś mi mignęło w szparze między szafą a pudłami, w które jest spakowana spora część mojego dobytku. I... jest!!! Nie mam jak tam sięgnąć, wymyka się, potem zrobię rujnację i wszystko wywalę. Narazie zostawiłam tam na noc prawie pod szafą miseczkę jedzenia. Znikło sporo. Czyli... je. Ufff...
Kolejna tymczaska - Chlounia. No i tutaj wciąż zagwozdka. Chlounia jest przecież przebadana, obejrzana na USG, wszystko super. Apetyt też super, wygląda jak pączuś. Gdy wracam z pracy, w kuchni gdzie jest jej miseczka rozlega się przywołujące i natrętne miauuuu!!!! dawaj jeść, zaraz, natychmiast!!!! I mimo wszystko... leje i qpka też

. Nie, nie po kątach, na wykładzinę w określone miejsca. Gdy ją bardzo zniechęcę zapachowo do tego miejsca, zrobi ciut obok. Ale z uporem nie do kuwety. Qpale super, wszystko normalnie. Ech... . Do tego wciąż pytanie o sterylkę. Podobno miała ruję w Poznaniu. Czy miała? Miewa czasem takie okresy darcia się trochę. W takim momencie zaniosłam ją do weta, chociaż na ruję nie do końca mi jednak wyglądało. Wet potwierdził - nie, to nie ruja. Została znaleziona z kastrowanym kocurkiem Kaspianem. Wet "na wszelki słuczaj" ciąć się nie zgodzi. I słusznie, cięcie jak cięcie, ale i narkoza. No więc póki co mam rezydentkę. Powinnam zrobić jedno - zamknąć do klatki z kuwetą i nie ma mocnych, musisz załatwiać się do kuwety, bo inaczej to na własne posłanie. Ale wciąż żal mi jej, zwłaszcza że jej ukochane miejsce to parapet okna, godzinami siedzi obserwując świat za oknem. I tak nagle do klatki
O Kaspianku mam wieści cudne

. Chłopak zaadoptował się super, ma trzech kumpli, w kaszę dmuchać sobie nie pozwala, a przez dużych kochany baaardzo
Gabrynia po rehabilitacji drepcze dzielnie. nie sika też już pod siebie. Tyle, że ona robi na podłogę z przyczyn technicznych, z powodu swojej niepełnosprawności. Ale kochana jest niesłychanie, i bardzo, bardzo pozdrawia ciocię dorotę i ciocię Boo
Okrucha chronicznie zasmarkana, ale na starość apetyt ma coraz lepszy i ta niegdyś dość filigranowa kicia filigranowa jest coraz mniej

nie mówiąc już o Murzynku, który wygląda tak, jakby stał wciąż pod budką z piwem i hodował sobie piwne brzuszysko. Kto wie, a może się mi wymyka
Pozdrawiamy wszystkie zaglądające cioteczki, i te piszące, i te nie piszące
Wiemy, że mamy tu wielu przyjaciół i to nas trzyma

. Dziękujemy
