» Sob sty 19, 2008 18:08
Opowieść ósma
„ Mężczyzna starannie wytarł mnie z wody i postawił na wózku.
- Pilnuj naszego podróżnika – powiedział do małpki, tak bowiem przedstawił mi owo dziwaczne stworzenie.
Zresztą małpka nie była jego jedynym towarzyszem – na wózku, w ogromnej klatce siedziała kolorowa papuga, która na każdym wyboju śmiesznie podskakiwała krzycząc „ tam do licha ! Tam do licha !”
Sam mężczyzna był najdziwniejszym człowiekiem jakiego do tej pory udało mi się poznać.
Bez większego wysiłku popychał swój wózek, cały czas pogwizdując, śpiewając wesołe piosenki, albo wygłaszając długie przemowy do małpki ciekawie rozglądającej się po okolicy.
A było tez na co patrzeć ! Na podmokłych łąkach i w przydrożnych rowach było żółto od kaczeńców, w gałęziach drzew ćwierkały na wszystkie możliwe tony ptaki i od czasu do czasu z pastwisk oddalonych od drogi dobiegało radosne rżenie koni.
- Gdy będę bogaty kupię sobie wóz – śpiewał mężczyzna – a do wozu konia, żeby koń mnie wiózł…A bogaty będę, kiedy sprzedam kota, dadzą mi za niego wielki worek złota…
Przerwał piosenkę i spojrzał na mnie ciepło.
- Założę się – powiedział – że gdybyś umiał mówić, opowiedziałbyś mi niejedno…
Ale opowieści mężczyzny były równie ciekawe, jak moje dawne przygody. Kiwałem się w rytm wózka i słuchałem, słuchałem, słuchałem…
Kiedy miało się ku zachodowi mężczyzna skręcił w małą dróżkę prowadzącą pod las i tam rozłożył obozowisko.
W jednej chwili wózek zamienił się w przykryty płachtą namiot, pojawiły się ciepłe koce, a na ziemi, tuz przed nim zapłonęło ognisko.
Mężczyzna otulił małpkę ciepłym kocem, a klatkę z papugą okrył wojłokową peleryną. Mnie zaś postawił obok siebie i wyjął z leżącego w wózku plecaka niedużą butelkę.
- Twoje zdrowie, kocie – powiedział i pociągnął nieduży łyk.
Dorzucił do ognia grubszych gałęzi i zapalił papierosa. W głębi lasu odezwał się nocny ptak i przebiegło jakieś spłoszone blaskiem ogniska zwierzę.
Zza lasu wschodził cieniutki, srebrny sierp księżyca, a poprzez białe chmury przeświecały gwiazdy. Poczułem w sobie jakiś dziwny niepokój, i pomyślałem, że właśnie tak musiał czuć się w podobne noce pręgowany Mruczek.
Mężczyzna zawinął butelkę we flanelową koszulę i naciągnął gruby wełniany sweter.
- Pora spać – powiedział. Zdjął buty i schował je do wózka, a na stopy wciągnął grube skarpety.
Podniósł mnie z ziemi i wszedł do namiotu, starannie zasznurowując brezent. Pod głowę podłożył zrolowany koc, a sam wpełznął do dziwnego worka naciągając goi sobie aż pod szyję. Mnie zaś owinął marynarką i postawił obok.
Widziałem jak na brezentowej ścianie namiotu tańczy odblask płomieni i poczułem, jak wstępuje we mnie nadzieja…
Mężczyzna zasnął od razu, twardym, mocnym snem zmęczonego człowieka, a ja jeszcze długo w noc snułem marzenia o własnym domu , szczęśliwy – ale dalej niepewny swego jutra…
Za moimi plecami tajemniczym, nocnym życiem żył las, a gdzieś daleko dziewczynka ze spalonego domu i chłopiec z białego dworku zapadali w sen.
I tak doczekałem świtu.
Najpierw różowy blask oświetlił delikatnie ściany namiotu, a potem pierwszy jaśniejszy promyk wślizgnął się do środka.
Obudzona ze snu małpka zaczęła przeczesywać palcami futro na głowie i plecach, a mężczyzna przeciągnął się i ziewnął szeroko.
Nie wstając sięgnął do plecaka, wyjął z niego bochenek chleba i kawałek kiełbasy, a małpce podał pszenny sucharek i pomarszczone, zimowe jabłko.
Papuga czyściła dziób o pręty klatki, a na zewnątrz budził się las.
Mężczyzna złożył obozowisko równie szybko, jak rozłożył je poprzedniego wieczora i ruszyliśmy ku wsi.
Słońce grzało w plecy, na poboczach uwijały się ptaki szukając materiałów na gniazda, a małpka przysiadłszy na krawędzi wózka głośnym skrzeczeniem pozdrawiała brodzące w płytkich kałużach bosonogie dzieci.
- Żurawie lecą – rzekł mężczyzna, gdy nad naszymi głowami, wysoko w niebie odezwały się dziwne głosy, do złudzenia przypominające szczekanie psów.
A potem, jak zwykle rozgadał się i popłynęła opowieść o malutkich, nikomu nie znanych wioskach, gdzie uważano, że małpka to diabeł, a o papudze mówiono, że pochodzić musi prosto z raju.
We wiosce, do której właśnie zbliżaliśmy się mężczyzna najwyraźniej był już znany , bo dziecin wybiegły mu na spotkanie niosąc ostatnie tego roku jabłka i orzechy, a on, widać obdarzony dobrą pamięcią witał je wszystkie zwracając się do każdego po imieniu.
Starsi chłopcy przejęli nasz wózek i z p[przykazaniem, żeby nie wywrócić go po drodze pobiegli na duży, mocno udeptany plac pośrodku wsi.
Mężczyzna dal każdemu z nich po pasiastym cukierku, i wyczarował wokół wózka kolorowy parawan.
Przed parawanem ustawił duże drewniane pudełko wspierające się na trzech metalowych nogach, a małpka od razu wyskoczyła na nie spoglądając pytająco na swojego pana.
Pan wyszedł zza parawanu i klasnął w ręce, a małpka zakręciła sterczącą z pudelka korbką.
Zgrzytnęło, zachrypiało i z pudelka popłynęła wesoła melodyjka.
A wtedy…gdybym był żywy, oczy wyszłyby mi z orbit. Widziałem bowiem tyle rozmaitych rzeczy, ale z czymś takim jeszcze nigdy się nie spotkałem…
Mężczyzna , ubrany tylko w śmieszny pasiasty trykot na oczach wszystkich zgromadzonych dokoła zawiązał na supeł swoje chude, szczupłe ciało. Czegóż to on nie potrafił…- zakładał chude, długie nogi na szyję, a potem nagle uwalniał się wykonując salto w tył i frunąc do góry jak ptak.
A małpka, o pomarszczonej twarzy starego człowieka zapamiętale kręciła korbką.
Kiedy na dnie drewnianego pudelka, które mężczyzna ustawił tuz obok pojawiło się wystarczająco dużo monet, mężczyzna zniknął za parawanem.
Na placu zaś pojawili się dorośli.
I dopiero wtedy się zaczęło…
Pamiętam, jak synowie wąsatego wuja podczas obiadu, kiedy nikt nie patrzył łykali robaki, aby obrzydzić posiłek mojej małej przyjaciółce, ale nigdy nie widziałem, aby ktoś łykał ogień, albo długi, ostry nóż…
Gdybym był żywy, na pewno powiedziałbym, że „ skóra ścierpła mi na karku ” ale, rzecz jasna, mogłem tylko się dziwić…
Widowisko trwało na tyle długo, aby w pudelku przybyło monet, po czym mężczyzna wyniósł zza parawanu klatkę z papugą i słoik pełen ciasno pozwijanych karteczek.
Z placu zniknęli mężczyźni, a zaroiło się od młodych dziewcząt.
Stłoczyły się dokoła klatki z papugą, a kolorowe ptaszysko wyjmowało karteczki za słoika swoim wielkim, zakrzywionym dziobem.
- Komu przyszłość dobra, długa, zaraz powie wam papuga – wołał mężczyzna, a dziewczęta przepychały się jedna przez drugą…
W podobny sposób, za każdym razem żegnani korowodem dzieciarni obeszliśmy cztery wsie, a kiedy słońce zaczęło się chylić, mężczyzna zatrzymał wózek przez karczmą przy rozstajnych drogach , zawołał do pilnowania bosonogiego wyrostka, a sam udał się na p[osiłek.
- Dziś śpimy pod dachem – oświadczył zabierając małpkę, papugę i mnie do niedużego pokoiku nad stajnią.
Jeszcze nie zdążył rozłożyć na ziemi swojego śmiesznego worka, a w progu pojawił się właściciel gospody.
- Niech pan odda zapałki – powiedział wyciągając rękę, a mężczyzna wyjął z kieszeni paczkę papierosów i podsunął ją karczmarzowi.
Chwilę palili w milczeniu, a potem gospodarz zabrał zapałki i poszedł sobie życząc nam dobrej nocy.
Pod cienką drewnianą podłogą zaszeleściła słoma, miękko parsknął koń.
- Mój syn kocha konie – powiedział mężczyzna. – Bo trzeba ci wiedzieć, kocie, że mam syna…
Długo w noc opowiadał o chłopcu, który potrafił stojąc galopować na końskim grzbiecie, mimo, że wcale nie był duży, o wspólnych wyprawach do lasu i nad rzekę i o tym, jak to będzie, kiedy powrócimy do domu ze skrzynką pełną pieniędzy, a ja słuchałem, słuchałem i słuchałem, nie wierząc własnemu, tak kruchemu szczęściu…”

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!