» Pon kwi 14, 2008 11:31
Ciężko, smutno i źle.
Jakoś trzeba się mobilizować i funkcjonować, ale, kurcze, większość czynności w domu nasuwa mi skojarzenia z Nocią.
Gdzie spała, jak się ocierała o futrynę, jak niosłam jedzenie, jak przychodziła do kuchni i wywalała brzuch do głaskania na dywaniku, jak leżała na oknie i przebierała łapkami, żeby odsunąć firankę, jak siedziała na telewizorze i patrzyła na nas tymi swoimi oczyskami, jak przychodziła do łazienki gdy suszyłam włosy i ocierała się o moje nogi, przez co nie mogłam suszyć, tylko musiałam głaskać...
Deprim trochę pomaga mi się na to zamknąć, odpędzić obrazy, ale one wracają i wracają.
Chyba najgorszy jest pierwszy dzień a potem pierwszy tydzień, bo tydzień temu jeszcze z nami była, bo tydzień temu ją głaskałam, bo tydzień temu myślałam, że będzie dobrze, bo dzisiaj miałam z Nią jechać na badania krwi...
Jak minie więcej niż tydzień, to już się tak do tego nie wraca.
Niech ten tydzień już się skończy.
Gdybym mieszkała w Stanach, to pewnie od razu zafundowałabym sobie wizytę u psychoanalityka czy psychoterapeuty, czy jak to tam prawidłowo nazwać.
Kocham tę profesję, choć taki psychoterapeuta nie powiedziałby mi przecież nic nowego, nic czego bym nie wiedziała.
Że musi minąć czas.
Że muszę swoje przepłakać.
Że muszę przez to przejść i nikt mi w tym nie ulży.
Że pewna obojętność wobec pozostałych kotów jest normalna, bo przecież znacznie mocniej odczuwa sie brak niż obecność. Zwłaszcza że ich obecność jest kontynuacją, zaś brak Nocki jest czymś nienaturalnym i nowym, i strasznym.
Że obwinianie się też jest normalne i że nie powinnam tego robić, bo to nic nie zmieni, zwłaszcza, że pewnie i tak nie dałoby się tego zmienić, nawet gdyby cofnąć czas.
Że pewnych rzeczy nie mogłam przewidzieć i opiekowałam się Nią zgodnie z moją najlepszą wiedzą i z ogromną troską.
Że nie ma niczego, co mogłoby mi zdjąć z pleców ten ciężar i jakoś ułatwić mi życie.
Że czas, czas, czas.
Ale u takiego psychoterapeuty człowiek może z siebie część ciężaru bezkarnie zrzucić, bez poczucia winy, że obarcza nim innych, którzy mają swoje, nie mniejsze, kłopoty. Bez strachu, że to będzie przynudzanie, że ktoś się zniecierpliwi, że będzie miał dość tego słuchania.
Można iść 10 razy i mówić to samo. A za jedenastym, być może, się opamiętać. Bo przecież oprócz powiedzenia rzeczy, które i tak wiem, taki psychoterapeuta umie tak pokierować rozmową, że człowiek sam, nie wiedząc nawet kiedy, weryfikuje nieco swój sposób myślenia.
Choćby w kwestii poczucia winy.
Ale niestety nie pójdę, bo nie znam nikogo sensownego, kto by nie zbagatelizował sprawy, mówiąc, że to tylko kot i nie ma co szaleć.
Pisanie tutaj trochę mi pomaga wylać to z siebie, przynosi chwilowe ukojenie bez wyrzutów sumienia, bo jeśli ktoś nie chce, to może tego po prostu nie czytać.
Powinnam chyba na jakiś czas przestać czytać forum, bo co chwila natykam się na jakieś wątki, w których znajduję objawy pasujące do pojedynczych objawów u Noci i co chwila wynajduję sobie nowe rzeczy, które można było sprawdzić i nowe leki, które można było podać.
Wiem, że można było zrobić sekcję, żeby wiedzieć i się nie zadręczać, ale nie chciałam dać kroić tego jej umęczonego i pokłutego zastrzykami ciałka. Nawet za cenę mojej udręki oraz braku pewności i spokoju.
no nic, za jakieś 2-3 godzinki kolejna dawka Deprimu, potem powrót do domu i rozpaczliwe radzenie sobie z pustką, potem jakieś Martini, jakiś drink, serial, lekka poprawa samopoczucia, Deprim, rozpacz nad miskami i sen.
Sen jest z tego wszystkiego najlepszy.
