Jak to mówią: gość w dom...
Gość był niespodziewany i, że się tak wyrażę, wpadł przelotem

Ciemną nocą.
Drzwi na balkon otworzywszy, czarny kształt ujrzałam, który pikował był w dół i na podłodze przycupnął.
Kształt był lśniący, aksamitnie czarny, jako żywo "myszę" w pelerynie przypominał. Jednym słowem WAMPIR

Batman w konkury do Carmilli uderzał
Trwożnie się wkoło rozejrzałam, czy któregoś z myśliwych w okolicy nie ma, cała banda spała pokotem w drugim pokoju. Zamknęliśmy drzwi z TŻtem i jęliśmy się do demokratycznej deliberacyji nad tym, co teraz z gościem czynić.
Gość na podłodze leżał i ze wszystkich usiłował zlać się z krajobrazem. Ani drgnął - choć może to i dobrze. Pilot oblatywacz wydający dramatyczne piski - to by dopiero było wrażenie.
W wyniku ustaleń finalnych TŻ przerażonego "nietopyrza" przekonał do wejścia na szufelkę, okno otworzył, a zwierzątko czując powiew chłodnego powierza z ulgą rozprostowało błoniaste skrzydełka i odfrunęło

.
A koty spały, nic nie wiedziały
Kitek leniwie do pokoju wmaszerował i bardzo podejrzliwie podłogę obwąchał. Podogryzałam mu, że jest "tyłek" i okazję przegapił, ale nie wyobrażacie sobie, jaka jestem losowi wdzięczna za to, że w krytycznym momencie zabrakło polowaczom czujności.
Macie pojęcie, co by się działo?
Tajemnicą pzostaje, ile czasu i energii nocny gość zużył, żeby wleźć na bakon przez siatkę
